czwartek, 27 grudnia 2012

Podsumowanie 2012

Skromne i zwięzłe podsumowanie roku 2012 czyli to co szczególnie zapadło mi w pamięć.



Literatura "non-fiction"

Książki oparte na faktach czyli wszelkiej maści biografie, reportaże czy powieści inspirowane autentycznymi wydarzeniami stanowiły w tym roku lwią część moich lektur. Niezmiennie uwielbiam tego typu literaturę i nigdy mnie ona nie nudzi. Także wszystko w tym gatunku co przeszło przez moje ręce bardzo mnie cieszyło. W mojej opinii na wyróżnienie zasługują:


Literatura beletrystyczna 

Podczas gdy książki non-fiction przyjmuje bardzo pozytywnie to coraz więcej zastrzeżeń mam do prozy fabularnej. Jest to jednak inna liga, bardziej wymagająca i sprawiająca więcej trudności pisarzom (nie umniejszając biografom i ich ciężkiej pracy). Poza tym robię się wybredna w tej kwestii. Wybór na najlepsze lektury był dość prosty, bo od kwietnia nie czytałam lepszych powieści niż:
(Natknęłam się gdzieś na informacje, że główna bohaterka powieści, Little Bee stała się w polskim przekładzie "Małą Pszczółką". Brzmi to co najmniej niepoważnie. Zdaje sobie sprawę, że w książce są "pewne odniesienia do pszczoły", ale przecież każdy domyśliłby się o co chodzi ( ewentualnie tłumacz mógł zastosować przypis z tłumaczeniem, a nie od razu  obdzierać z Little Bee z jej oryginalnego imienia). Analogicznie rzecz biorąc w "Winnetou" zamiast Old Surehand czy Old Shutterhand powinniśmy mieć do czynienia z  "Starą Pewną Ręką" czy "Starą Miażdzącą Ręką". Dobrze jednak, że tłumacz oszczędził nam takich dziwacznych zjawisk)


Filmy

Najlepsze filmy, które widziałam w tym roku to:

To zabawne, że obie te produkcje dzieli przepaść czasowa, technologiczna i gatunkowa. Co nie zmienia faktu, że w obu przypadkach dałam 9/10. Zaznaczę, że tak wysoką ocenę nie rozdaje na lewo i prawo (10* nie daje z zasady). W sumie może z 6 filmów oceniłam na 9/10. Bardzo staram się być powściągliwa w tej kwestii.


Rozczarowanie ...

Nie mam w zwyczaju rozpamiętywać rozczarowań książkowych czy filmowych - szybko przechodzę z nimi do porządku dziennego. Rozczarowują mnie natomiast ludzie, a  tego nie da się z niczym porównać. W tej kategorii niechlubnym zwycięzcą zostanie Lance Armstrong. Lance miał wprawę w wygrywaniu wszystkiego czego się tknął. Dla wielu był człowiekiem-symbolem, prawdziwym bohaterem, synonimem walki do końca oraz nadziei. Pokonał raka, po czym siedmiokrotnie zdeklasował swoich rywali w Tour de France. Był mistrzem dopóki w tym roku nie wytoczono przeciwko niemu ciężkich dział w postaci twardych i oficjalnych dowodów na stosowanie dopingu. Stracił tytuły i szacunek w oczach swoich fanów.

Refleksja Lance'a na temat stosowania niedozwolonych środków (z książki pt."Liczy się każda sekunda") teraz wydaje się gorzka i obłudna:

"Tylko jakiś szaleniec mógł pomyśleć, że po odbyciu czterech cyklów chemioterapii będę ryzykował życie stosując EPO. Inną rzeczą jest szukanie sposób zmaksymalizowania sprawności organizmu, a inną poznawanie kolejnych poziomów szarej strefy farmakologii i skazywanie się na śmierć."

Na półce mam dwie książki o Armstrongu (w tym jedną napisana przez jego mamę). Szczerze uwielbiałam obie te pozycje. A teraz czuje się niejako oszukana i nie mam pojęcia co z nim zrobić. 


Odkrycie ...

Nick Cave. Lepiej późno niż później. Do niedawna Nick Cave był dla mnie równoznaczny z singlem "Where the wild roses grow". Odkryłam jednak, że Nick jest artystą przez duże A. Ten australijski muzyk aktywnie udziela się w przemyśle filmowym. Naturalną koleją rzeczy wydaje się pisanie muzyki do filmów -  Nick ma na swoim koncie ścieżki dźwiękowe do takich produkcji jak "Zabójstwo Jesse'ego Jamesa", "Droga" czy "Gangster". Ale to nie wszystko, ponieważ Cave tworzy także scenariusze do filmów z najwyższej półki (jak "Propozycja" czy "Gangster").

A co robi gdy nie gra koncertów, nie pisze scenariuszy czy muzyki filmowej? Otóż, pisze książki oraz wiersze. Wśród wydanych książek jego autorstwa mamy kilka tytułów przetłumaczonych na język polski m.in. "Gdy oślica ujrzała anioła" czy "Śmierć Bunny'ego Munro". Wystarczy zgłębić się w słowa piosenki "Where the wild roses grow" by zrozumieć, że Nick nie jest przeciętnym autorem tekstów. Mam nadzieję, że wkrótce będę mogła wypowiedzieć się szerszej w tym temacie. A jeśli teraz ktoś ma ochotę posłuchać tego wszechstronnie uzdolnionego człowieka:




wtorek, 11 grudnia 2012

"Prorok" 2009

"Prorok", dramat, 2009 r.
reż.  Jacques Audiard
oryg. "Un prophète"


Zapewne to moja słabość do osamotnionych bohaterów żyjących w twardej rzeczywistości sprawiła, że film "Prorok" wywarł na mnie tak ogromne wrażenie. Zresztą nie tylko na mnie. Grand Prix festiwalu w Cannes, nominacje dla Oscara oraz Złotego Globu za najlepszy film zagraniczny to tylko niektóre z wyróżnień dla tej francuskiej produkcji. Natomiast jeśli chodzi o mnie to dawno już nie widziałam tak dobrej kryminalnej intrygi, w środku której mamy bohatera uwikłanego w problemy natury moralnej i społecznej.

środa, 5 grudnia 2012

Soundtracki w roli głównej


Muzyka filmowa> Oryginalne ścieżki dźwiękowe.
Mój subiektywny przegląd najciekawszych soundtracków.
*Linki prowadzą do nagrań na youtube.com