poniedziałek, 26 stycznia 2015

"Oko obserwatora" 1999


Dawno już żaden film nie zostawił mnie z tak sprzecznymi uczuciami na swój temat. Ze względu na szereg niedorzeczności i wysoki poziom absurdu powinien być bez szans. Tak samo jak powinien już dawno odejść w zapomnienie, a jednak dzisiaj poświęcam mu swój czas. Fakt, że obejrzałam go do końca dobrze o nim świadczy (ja się nie cackam; większość filmów wyłączam po 20 minutach). A całe to zamieszanie o "Oko obserwatora".

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Roman Polański o sobie

Z Mia Farrow na planie "Dziecka Rosemary"

O Romanie Polańskim napisano i powiedziano już wiele, ale częściej w kontekście sensacji niż dokonań. W efekcie ma on tyle samo przeciwników wypominających mu błędy przeszłości co sympatyków stojących za nim murem. Urodził się pod szczęśliwą gwiazdą, bo ilekroć jego życie znalazło się w niebezpieczeństwie zawsze wychodził cało. Ale przecież towarzyszył mu też ogromny pech. Tak jakby los cały czas wystawiał go na próbę by zobaczyć ile jeszcze zniesie i jak poradzi sobie z kolejnym ciosem. W połowie lat 80. opublikował wspomnienia, które zasięgiem czasowym objęły najbardziej newralgiczne wydarzenia w jego życiu.

poniedziałek, 12 stycznia 2015

"W pełnym słońcu" 1960


Na długo przed tym jak w postać Toma Ripley wcielił się Matt Damon już inni odtwórcy wykazywali się w tej roli. Na czele z francuskim aktorem, Alainem Delonem. To właśnie on zyskał sobie największą przychylność autorki Riplejady, Patricii Highsmith, która uznała go za idealnego Toma Ripley. Wszystko za sprawą filmu z 1960 roku pt. "W pełnym słońcu". Jeśli ten tytuł nie brzmi znajomo to wszystko wyjaśnić powinien jego remake z 1999 roku czyli "Utalentowany pan Ripley" ze wspomnianym Mattem Damonem w tytułowej roli.

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Kariera na miarę Carrie Bradshaw


Postać głównej bohaterki serialu "Seks w wielkim mieście" stanowi hybrydę doświadczeń pisarki, Candace Bushell z koncepcją scenarzystów. Wyszło aż za dobrze. Ten sarkazm odnosi się do kariery Carrie, którą można uznać za trochę zbyt optymistyczną nawet jak na warunki amerykańskie. Dzisiaj można by inaczej rozwiązać tę kwestię jeśli za źródłem jej sukcesu postawić Internet. Gdyby Carrie Bradshaw "urodziła się" o jakąś dekadę później mogłabym zaczynać jako bloggerka. Nie byłby wcale to taki zły pomysł zważywszy na to, że widok Carrie przed komputerem jest równie częsty jak jej nowe pary butów.