środa, 9 stycznia 2019

"Pani Wyrocznia" Margaret Atwood

Udane filmowe adaptacje powieści Margaret Atwood sprawiły, że o prozie tej kanadyjskiej pisarki znów zrobiło się głośno. Wydawnictwa również skrzętnie korzystają z tej okazji, by na nowo przypomnieć czytelnikom jej powieści. To akurat dobra wiadomość dla wszystkich, którzy cenią dobrą literaturę, a być może przeoczyli lub z jakiś powodów nie docenili wcześniej Atwood. W przypadku "Pani Wyroczni" radość i zaskoczenie jest podwójne, gdyż akurat ta książka pozostaje w cieniu innych tytułów autorki. Tymczasem, z każdą jej stroną byłam pod coraz większym wrażeniem kunsztu i pomysłowości Atwood, która jak się okazuje już w początkach swej kariery przejawiała cechy właściwe doświadczonym pisarzom. 

Mając świadomość tego, że wszelkie próby opisu "Pani Wyroczni" i tak zakończą się znacznym spłyceniem i uproszczeniem, zaryzykuję swoją wersję. Powiedzmy, że „Pani Wyrocznia” to opowieść o kobiecie o wielu twarzach. Wcześniej otyła córka swoich rodziców, teraz znudzona żona, a po godzinach i w ścisłej tajemnicy przed mężem autorka poczytnych romansów historycznych, w międzyczasie również uwodzicielka. Za tym wszystkim stoi niepozorna Joan Foster (aka Luiza Delacourt). A żeby było ciekawej poznajemy ją w momencie, gdy właśnie upozorowała własną śmierć i próbuje uwolnić się od kłopotliwej przeszłości. Choć na pierwszy rzut oka brzmi to dość nieprawdopodobnie to jednak w wydaniu Atwood staje się fascynującą i wiarygodną historią. Nie da się zaprzeczyć, że już sama fabuła mogłaby zapewnić sporo wrażeń, ale bez warstwy psychologicznej byłaby ona niewiele warta. I właśnie tu Margaret Atwood ma przewagę. 

To właśnie kreatywność oraz elokwencja, z jaką Atwood najpierw kreśli swoje zdania, a następnie tworzy z nich misterne fabuły stanowi o jej sukcesie. W przypadku "Pani Wyroczni" obok licznych wątków znalazło się jeszcze miejsce na "powieść w powieści" (pamiętajmy, że główna bohaterka para się w końcu pisaniem). Taka szkatułkowa forma w pełnej krasie rozkwitnie dopiero w "Ślepym zabójcy", ale już tutaj, choć na mniejszą skalę autorka z upodobaniem oddaje się tworzeniu równoległych historii. A robi to w sposób tak naturalny, że nie może być mowy o jakimś zbędnym tekście (inna sprawa, że losy fikcyjnych bohaterek często odzwierciedlają rozterki samej ich autorki). Co więcej, Atwood nie opuszcza poczucie humoru ani skłonność do ironii, mimo, że losy jej bohaterki należą do dość burzliwych. Być może właśnie ta powieść faktycznie gatunkowo jest lżejsza od innych, ale to wcale nie świadczy na jej niekorzyść. 

Z biegiem lat jednym z największych autów Margaret Atwood stała się wszechstronność; w jej bogatym dorobku każdy może znaleźć coś dla siebie. Ja, która nie zdołałam nawet przebrnąć przez "Opowieść podręcznej", bez większego trudu odnajduję się w powieściach współczesnych i historycznych tej pisarki. Dlatego "Pani Wyrocznia" tak bardzo przypadła mi do gustu, podobnie jak niegdyś "Ślepy zabójca". A gdy przeczytałam jedno ze zdań padających z ust fikcyjnej Joan, pomyślałam od razu, że to właśnie jest Margaret Atwood we własnej osobie: "w sprawach świata wyobraźni ja byłam profesjonalistką, one zaledwie amatorkami".

____________________________________________________________________
"Pani Wyrocznia", Margaret Atwood, wyd. Zysk i s-ka, 350 stron, 1997 r.
oryg. "Lady Oracle" 

Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wszystkie uwagi, spostrzeżenia, sugestie czy rekomendacje są mile widziane. Wszystkie zawsze czytam, choć nie zawsze odpisuje. Jeśli komuś faktycznie zależy na kontakcie ze mną to najlepszym sposobem będzie droga mailowa.

podobne

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...