Autorka książki "Tsunami", Sonali Deraniyagala jest rozbitkiem. Cudem uratowana od śmierci,
lecz skazana na życie w cieniu wielkiej tragedii. Koszmar Sonali rozpoczął się
wraz z uderzeniem w wybrzeża Sri Lanki tsunami, które pochłonęło wszystkich jej
najbliższych. To co jej się przytrafiło sama określiła jako "statystyczne nieprawdopodobieństwo". Gdy
ludzie widzieli ją krótko po tragedii, nie kryli niedowierzania: "Wszyscy spoglądali na mnie ze zgrozą.
Straciła dzieci? I męża, i rodziców? „Popatrzcie na tę biedaczkę, to nie do
uwierzenia, że cała jej rodzina zginęła”. Czy to o mnie tak mówią?". Zresztą
do niej samej długo nie docierało, że to dzieje się naprawdę.
W swojej książce
Deraniyagala opisuje powrót do życia po tych traumatycznych wydarzeniach. Trudno
sobie nawet wyobrazić nagłą utratę dzieci, męża, rodziców; a co dopiero
naprawdę tego doświadczyć. Kolejne lata to dla kobiety proces godzenia się z
losem oraz próba odnalezienia się w zupełnie nowej rzeczywistości. Na stronach "Tsunami" możemy śledzić te zmagania.
Książkę umownie można
podzielić na dwie części, odpowiadające formie w jakiej znajduje się główna
bohaterka. Pierwsza część jest demonstracją cierpienia po stracie najbliższych.
Okres ten w przypadku Sonali należy liczyć w latach. Tsunami dosłownie wyssało
z niej życie. Ukojenia szuka w alkoholu, lekach, gotowa jest targnąć się na
własne życie. Bez skutku. Panicznie boi się wszystkiego co ma związek z jej
dawną szczęśliwą egzystencją. Emocje tu dosłownie pulsują, smutek wyziera z
każdej strony, autentyczne cierpienie ściska gardło.
Z kolei druga
część poświęcona jest wspomnieniom. Autorka nie skupia się już na sobie, ale na
tych co odeszli; na chwilach, które dane im było wspólnie przeżyć. Na myśl o
najbliższych nie wpada już w panikę, jest za to spokojna i refleksyjna. Stopniowo
z ciężaru pamięć staje się wartością. A to co wcześniej wydawało się
niemożliwe, teraz okazuje się realne jak powrót do wspólnego domu w Londynie …
po 4 latach nieobecności.
Jednak pomiędzy tymi fazami
dochodzenia do siebie występuje potężna luka. Przełom następuje dosłownie ze
strony na stronę. Pod koniec 2005 r. Sonali znajduje się w rozsypce: "po pierwszej rocznicy znów zaczęłam żyć we
mgle wódki i ambienu. Znów znalazłam się w łóżku, nie miałam siły wstać". Po czym na następnej stronie następuje niemal cudowne ozdrowienie i związany z tym powrót do Anglii.
Oczywiście nie oznacza, że odtąd cały ból zniknął jak ręką odjął, ale trudno
nie zauważyć wyraźnej poprawy. Naprawdę czekałam na tą jedyną w swoim
rodzaju złotą myśl, na przesłanie albo na powód dzięki któremu Sonali odzyskała
chęć do życia. Nie doczekałam się. W mojej ocenie to czego nie opisała autorka
miało kluczowe znaczenie zarówno dla niej oraz dla nas, czytelników pragnących
wyciągnąć lekcję z tej lektury.
W podziękowaniach Sonali
zdradza, że książka napisana została za radą terapeuty (choć wcześniej nie ma
słowa o żadnej terapii). To nie pierwszy raz kiedy pisanie okazuje się mieć tak
dobroczynny wpływ. Ale i dla innych ten zapis jest równie cenny. Historia Sonali
przypomina, że wystarczy moment by stracić wszystko i wszystkich. Jednak z tej
fali smutku przebija promyk nadziei - czas jednak leczy rany, a człowiek zdolny
jest znieść więcej niż mu się zwykle wydaje. Dlatego autorce równie mocno
współczułam co ją podziwiałam i byłam z niej dumna.
____________________________________________________________
"Tsunami", Sonali
Deraniyagala, wyd. Prószyński i s-ka, 260 stron, 2014 r.
oryg. "Wave"
Moja ocena: 7/10
Moja ocena: 7/10
Uwielbiam takie książki, a o tej jeszcze nie słyszałem. Muszę się w nią kiedyś zaopatrzyć. Cieszcze się, że natrafiłem na twoj blog. Bardzo dobrze go prowadzisz, napewno będe wpadał częściej :)
OdpowiedzUsuń