wtorek, 11 września 2012

"Na krańcu świata. Najsłynniejsza wyprawa na biegun południowy" Apsley Cherry-Garrard

Antarktyda jest jak kobieta fatalna: ma serce z lodu. Odznacza się w równym stopniu okrucieństwem jak i surowym pięknem. Wiecznie spowita w biel rozpala wyobraźnie, mrozi krew w żyłach i raz po raz rzuca wyzwanie śmiałkom. Następnie obnaża ich bezradność i słabości; wie gdzie uderzyć by zabolało. Jednak nadal nie brakuje chętnych do podbicia tego mroźnego kontynentu i jego chłodnego serca. "Mimo kłopotów z opisaniem rozlicznych darów, jakimi ów czysty Ląd Południa może obsypać tych, którzy starają się o jego względy, należy powiedzieć, że najważniejszym z tych darów jest piękno".

Czas w przeciwieństwie do Antarktydy był łaskawy dla kapitana Scotta i jego ludzi. Ekspedycja brytyjska na biegun dotarła jako druga w historii (miesiąc po Amundsenie), a droga powrotna odebrała im resztki sił, a w konsekwencji także życie. Jednak to właśnie wyprawa Scotta na zawsze wpisała się do zbiorowej wyobraźni oraz przeszła do legendy. Scott w swoim dzienniku tak wspomina dotarcie na biegun: "Wielki Boże, co za okropne miejsce, a dla nas tym straszniejsze, że mimo ogromnego wysiłku, jaki włożyliśmy, żeby tu dotrzeć, ominęła nas nagroda w postaci świadomości, że byliśmy tu pierwsi". Na czym polega więc fenomen tej wyprawy, skoro nawet sam dowódca widział w niej rozczarowanie? Najlepszą odpowiedź na to i wiele innych pytań związanych z Antarktydą można znaleźć w książce Cherry’ego-Gerrarda.

Apsley Cherry-Garrard był jednym z najmłodszych, najbardziej nieprzygotowanych i niedoświadczonych członków wyprawy polarnej 1910-1913. Jednak to właśnie wydana w 1922 roku książka jego autorstwa cieszy się największym uznaniem – pozycja ta uchodzi za klasykę w swoim gatunku. Cherry zaczyna swoją relacje od momentu wypłynięcia załogi "Terra Nova" z Anglii w sześciomiesięczny rejs ku Antarktyce. Kończy w minorowym nastroju 3 lata później. "Udała nam się pierwszorzędna tragedia", pisze w ostatnim rozdziale.

By wyprawić się na biegun potrzeba było wielu przygotowań. W książce znajdziemy więc opis całego szeregu pomocniczych wypraw, które były strategiczne z punktu widzenia powodzenia właściwej podróży. Ekipa Scotta stanęła przed wielką szansą poznania Antarktydy i starała się wykorzystać swój pobyt tam jak najlepiej. Niejednokrotnie z narażeniem życia zajmowano się geologią, meteorologią, geodezją czy fauną. Warto wspomnieć, że Cherry nie brał w ostatnim etapie wyprawy na biegun, dlatego też opisuje te wydarzenia głównie ze swojej perspektywy; choć w tej kwestii pomocne okazały się też dzienniki innych współtowarzyszy. W kwestii technicznej polecam zaopatrzenie się podczas lektury w mapkę ze wszystkim wspomnianymi punktami terenu. Niestety ta załączona w książce jest dość nieprecyzyjna.

Przykładowa mapka z trasą Scotta i Amundsena [źródło zdjęcia]

Cherry pisał, że wyprawa polarna w której brał udział przekracza możliwości językowe człowieka. Ja jestem zdania, że czasami wręcz przekracza możliwości ludzkiego organizmu. Trudny teren, ciemności, temperatury dochodzące do -50°C, ogromny wysiłek fizyczny… Nawet wyobraźnia zawodzi. Na Antarktyce linia pomiędzy życiem a śmiercią staje się niebezpiecznie cienka. W pewnym momencie Cherry pisał tak: "doszedłem w cierpieniu do punktu, w którym było mi wszystko jedno, bylebym tylko mógł umrzeć bez nadmiernego bólu".

"Na krańcu świata" to książka, która zapiera dech w piersiach i niesie ze sobą wielkie emocje. Cherry w oryginale zatytułował swoją książkę jako najgorsza podróż na świecie ("The worst journey in the world"). To nie przesada czy zabieg marketingowy - ta wyprawa naprawdę przyprawia o dreszcze oraz wprawia w niedowierzanie, że człowiek dobrowolnie jest w stanie tak narażać swoje życie w imię nauki. A na końcu pozostawia trwały ślad w pamięci przypieczętowany solidną dawką wzruszenia i smutku.

_____________________________________________
"Na krańcu świata", wyd. Zysk i S-ka, 480 stron, 2012 r.
data pierwszego wydania 1922 r.
oryg. "The worst journey in the world"

Moja ocena: 8/10


* "Ostatnia wyprawa Scotta" R.F. Scott, Wyd. Sport i Turystyka,1960 r. (recenzja)

5 komentarzy:

  1. Mam ta ksiazke na uwadze i na pewno w razie przyplywu gotowki znajdzie sie i u mnie. Uwielbiam wszelakie ksiazki podroznicze, a o tej ksiazce czytalam juz wielokrotnie wzmianki.

    OdpowiedzUsuń
  2. pewnie nigdy bym tego nie zrobiła... dlatego to takie fajne, że możemy podążyć za przewodnikiem i odczuć to na własnej skórze, zostać uczestnikiem tej wyprawy. wydaje się godna uwagi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sam z siebie raczej bym się tą książką nie zainteresował, ale po Twojej recenzji czuję się naprawdę mocno zachęcony. Cytaty, które umieściłaś są tak wymowne i przejmujące, że mam teraz ogromną ochotę na dłużej wkroczyć do tego przerażającego, mroźnego świata.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sama także nie garnęłam się jakoś specjalnie do tej książki - miałam ją na półce wiele miesięcy. Nie spodziewałam się takich emocji i takiej pierwszorzędnej literatury. Teraz na pewno na zawsze zapamiętam tę książkę jak i tę wyprawę.

      Usuń
  4. Jestem bardzo ciekawa tej książki, lubię takie historie; skutecznie zachęciłaś mnie do lektury:)

    OdpowiedzUsuń

Wszystkie uwagi, spostrzeżenia, sugestie czy rekomendacje są mile widziane. Wszystkie zawsze czytam, choć nie zawsze odpisuje. Jeśli komuś faktycznie zależy na kontakcie ze mną to najlepszym sposobem będzie droga mailowa.

podobne

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...