"Życie Pi" wszędzie tam gdzie się nie pojawi robi wokół siebie mnóstwo zamieszania. W 2002 roku zwieńczeniem jego sukcesu w literackim świecie była Nagroda Bookera. W 2012 roku Ang Lee przeniósł na ekrany to co dla wielu wydawało się niemożliwe do sfilmowania. Reżyser zrobił to w tak wielkim stylu, że "Życie Pi" okrzyknięto "wizualnym arcydziełem" i uznano za jeden z najlepszych filmów roku. W styczniu mogłam powiedzieć wiele komplementów pod adresem Anga Lee, lecz dopiero teraz po przeczytaniu książki wiem, że prawdziwe słowa uznania należą się autorowi powieści.
Zapewne na
dźwięk tytułu "Życie Pi" pojawia się wam się przed oczami obraz chłopca,
szalupy oraz tygrysa bengalskiego. To jednak tylko część tej historii. Zanim
główny bohater, Piscine "Pi" Patel znajdzie się w tej ekstremalnej sytuacji to
spędzi jeszcze wiele beztroskich lat w Indiach. Pi, syn właściciela ogrodu
zoologicznego za swoje "podwórko" uznawał właśnie zoo. To jednak mu nie
wystarczało. Pi zaczął poszukiwać Boga; w hinduskiej świątyni, w kościele oraz w
meczecie. Tę sielankę przerywa dopiero kryzys polityczny w Indiach. Rodzina
Patelów z ciężkim sercem postanawia opuścić ojczyznę i udać się do Kanady w
poszukiwaniu lepszego życia. Sprzedawszy zwierzęta (a kilka z nich zabierając
ze sobą na pokład frachtowca) wyruszają w długą podróż morską. Okazuje się ona
jednak nadspodziewanie krótka i fatalna w skutkach. W wyniku sztormu statek
tonie, a tylko Pi wraz z kłopotliwą menażerią wyjdzie z tego żywy. Wyczerpująca
tułaczka po oceanie będzie dla niego sprawdzianem wiary, wytrwałości oraz
umiejętności koegzystowania z groźnym drapieżnikiem.
Kluczem do
zrozumienia powieści jest ostatnia jej część, a konkretnie dyskusja między Pi a
Japończykami. Ten niezwykły, przygodowy wątek zajmujący przeszło połowę książki
okazuje się jedynie pretekstem do poruszenia kolejnej ważnej kwestii. Czy
historia Pi i tygrysa mogła wydarzyć się naprawdę? Uwierzysz w nią na słowo czy
może wolisz racjonalne wytłumaczenie oraz twarde dowody? Swój światopogląd
opierasz się na sercu, wierze czy nauce i rozumie? Zatem ile potrzebujesz by
uwierzyć? W Pi, w Richarda Parkera i w końcu w Boga? To pytanie jest jak klamra
spinające całą książkę lub jak fundament na którym zbudowano pasjonującą opowieść
o losach chłopca i tygrysa. Wszak Martel wyraźnie zaznaczył jaki cel przyświeca
jego książce, ale w ferworze dramatycznych wydarzeń łatwo o nim zapomnieć … i (ewentualnie) przypomnieć sobie
dopiero na końcu. W każdym razie finał wcale nie jest pstryczkiem w nos, ale
doskonale przemyślaną puentą. Tym sposobem autor dał nam wybór.
Z jednej strony "Życie
Pi" to szkoła przetrwania, a z drugiej to szkoła życia z lekcją psychologii,
filozofii, zoologii oraz etyki religijnej w tle. Przez karty tej powieści w
różnych formach i kontekstach przewijają się trzy fundamentalne prawdy: wiara,
nadzieja, miłość. W książce znalazło się też miejsce na cichy manifest
ekologiczny. Dlatego nie zamierzam kryć pochwał względem Yanna Martela. "Życie
Pi" to kopalnia pięknej prozy w której ukryte są głębokie pokłady emocji,
wzruszenia oraz refleksji.
Polecam
szczególnie tym, którzy jeszcze się wahają czy wybrać adaptacje czy literacki
pierwowzór. Zdecydowanie to drugie! Natomiast osoby, które zachwycił film z
pewnością jeszcze bardziej zachwyci książka. Film jest tylko dopełnieniem do książki; owszem pięknym i widowiskowym, ale niestety także mocno powierzchownym.
Moja ocena: 9/10
"Życie Pi", Yann Martel, wyd. Albatros, 400 stron, 2013 r.
data pierwszego wydania 2001 r.
oryg. "Life of Pi"
Oczarowałaś mnie recenzją, czuję się przekonana:)
OdpowiedzUsuńnie, to książka zdecydowanie oczarowuje :)
UsuńTakże tego, mnie nie oczarowała :( Przebrnąłem przez klikadziesiąt pierwszych stron i nie czułem się zbyt poruszony. Być może to dlatego, że książkę miałem w wersji elektronicznej. Kiedyś sprawdzę papierową - może lepiej się ją będzie czytało.
OdpowiedzUsuńA ja muszę wreszcie przeczytać. Choć nie lubię czytać książek po tym jak wcześniej obejrzałem ich ekranizację, to w tym przypadku chyba zrobię wyjątek:)
OdpowiedzUsuńFilm tak sobie mi się podobał, więc mam nadzieję, że ksiązka zrobi na mnie lepsze wrażenie. Odniosłam trochę wrażenie, że ekranizacja postawiła na piękne zdjęcia, trochę spłycając filozofię, przesłanie książki.
OdpowiedzUsuńzawsze ksiązka ;d dodaje do obserwowanych aby byc na biezaco
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem film został nieco "spłycony", książka jest o wiele bardziej filozoficzna i to sprawia, że jest niesamowitym dziełem.
OdpowiedzUsuń