Kadr z filmu "Książę i aktoreczka", 1957 |
Książę i aktoreczka, 1957
"Książę i aktoreczka" to zdecydowanie film niewarty tylu napięć, problemów, wylanych łez, scysji jakie przysporzyła jego realizacja. Środki zaangażowane w tę produkcję były niewspółmierne do ostatecznego efektu. Już sam scenariusz ociera się o sztampę. Dystyngowany członek królewskiego rodu zakochuje się w tancerce rewiowej, której gafy i nieobycie w wielkim świecie tylko przydają jej uroku. W mojej ocenie jeden z najsłabszych filmów Monroe. Jednak, o ironio w tak słabym filmie Marilyn daje jeden z lepszych występów w swojej karierze. Szczególnie jedna scena (gdy Elsie "zabawia" samą siebie a jej adorator załatwia sprawy przez telefon) doskonale uwydatnia jej talent komediowy.
Książę, aktoreczka i chłopak na posyłki, 2011
Nakręcony w 2011 roku w oparciu o wspomnienia Colina Clarka "Mój tydzień z Marilyn" skupia się na kulisach powstania filmu z 1957 roku. Na pierwszy plan wysuwa się jednak znajomość/związek Marilyn Monroe z pewnym nowicjuszem w branży filmowej, a oficjalnie trzecim asystentem reżysera, niejakim Colinem Clarkiem. Nie jest tajemnicą jakie trudności towarzyszyły produkcji "Księcia i aktoreczki", ale rola Colina Clarka w tym wszystkim to pewna nowość. Młodzieniec służy aktorce wsparciem, na które ta nie może liczyć ze strony męża czy przyjaciół. W tle trwają próby, zdjęcia, duble do filmu oraz narasta napięcie pomiędzy Laurencem Olivierem a MM. Sama Monroe wyszła tu jako osoba trudna, wyegzaltowana, a przede wszystkim samotna, stale potrzebująca uwagi i miłości ze strony mężczyzn. Na jej korzyść przemawia tylko poczucie humoru, wrażliwość i brak pewności siebie czy w swoje umiejętności.
Ich prawdziwa historia?
W przypadku Marilyn Monroe należy zawsze ze szczególną ostrożnością podchodzić do takich historii jak ta przedstawiona w filmie. Po śmierci aktorki wielokrotnie ujawniali się jej rzekomi znajomi, przyjaciele, pojawił się nawet rzekomy mąż. Z upodobaniem pisali książki, rozpowszechniali różne niepotwierdzone opowieści, których jedynie oni sami mogli być świadkami. To był ich sposób na zwrócenie na siebie uwagi, zyskanie rozgłosu i pieniędzy.
Kadr z filmu "Mój tydzień z Marilyn", 2011 |
Ich prawdziwa historia?
W przypadku Marilyn Monroe należy zawsze ze szczególną ostrożnością podchodzić do takich historii jak ta przedstawiona w filmie. Po śmierci aktorki wielokrotnie ujawniali się jej rzekomi znajomi, przyjaciele, pojawił się nawet rzekomy mąż. Z upodobaniem pisali książki, rozpowszechniali różne niepotwierdzone opowieści, których jedynie oni sami mogli być świadkami. To był ich sposób na zwrócenie na siebie uwagi, zyskanie rozgłosu i pieniędzy.
MM z Olivierem i Susan Strasberg |
Faktem jest jednak, że kręcenie tej komedii okazało się dramatem dla niemal wszystkich zainteresowanych. A szczególnie dla Marilyn. Swoimi spóźnieniami doprowadzała do szewskiej pasji Laurence'a Oliviera i resztę ekipę. Jej metody pracy, obecności Pauli Strasberg na planie również spotykały się z ciągłą krytyką. Zdyscyplinowany, profesjonalny w każdym calu Olivier był jej dokładnym przeciwieństwem. Te okoliczności szybko doprowadziły do wzajemnej niechęci pomiędzy gwiazdami. Poza tym Olivier miał już we własnym domu jedną niestabilną emocjonalnie kobietę, Vivien Leigh. Wydaje się, że nie starczyło mu już cierpliwości dla Marilyn. A ta będąc pod ciągłą presją wielokrotnie przechodziła załamania nerwowe podczas pracy nad filmem. Z fachową pomocą przychodziła jej wówczas psychiatra Anna Freud (córka Zygmunta Freuda), u której Marilyn poddawała się leczeniu i terapii. Poza tym na początku września straciła ciążę. Jej problemy z nadużywaniem leków miały się zacząć od zdjęć do tego właśnie filmu.
Nie ulega wątpliwości, że Colin Clark był obecny na planie "Księcia i aktoreczki", był zapewne świadkiem wielu z tych zdarzeń. Wiele wskazuje na to, że poznał Marilyn osobiście. W 1995 roku Clark opublikował swoje wspomnienia z pracy nad filmem zatytułowane "The Prince, the showgirl and me". W 2000 roku posunął się o krok dalej i na kartach nowej książki "Mój tydzień z Marilyn" ujawnił rewelacje dotyczące rzekomego związku z MM. Wiarygodność tej drugiej publikacji wzbudza poważne wątpliwości. Niestety nie mogę odnieść się bezpośrednio do książki, a jednie do filmowej adaptacji i kilku innych źródeł. Zapewne książka dostarczyłaby więcej szczegółów, aby można było wyłowić nieścisłości. Jednak nie będę tracić czasu ani pieniędzy na coś podszyte ewidentnym kłamstwem tudzież fantazją pisarza. Już sam film jest już wymowny i wystarczy by wyrobić sobie zdanie na ten temat.
Marilyn i Laurence Olivier, 1956 |
Nie ulega wątpliwości, że Colin Clark był obecny na planie "Księcia i aktoreczki", był zapewne świadkiem wielu z tych zdarzeń. Wiele wskazuje na to, że poznał Marilyn osobiście. W 1995 roku Clark opublikował swoje wspomnienia z pracy nad filmem zatytułowane "The Prince, the showgirl and me". W 2000 roku posunął się o krok dalej i na kartach nowej książki "Mój tydzień z Marilyn" ujawnił rewelacje dotyczące rzekomego związku z MM. Wiarygodność tej drugiej publikacji wzbudza poważne wątpliwości. Niestety nie mogę odnieść się bezpośrednio do książki, a jednie do filmowej adaptacji i kilku innych źródeł. Zapewne książka dostarczyłaby więcej szczegółów, aby można było wyłowić nieścisłości. Jednak nie będę tracić czasu ani pieniędzy na coś podszyte ewidentnym kłamstwem tudzież fantazją pisarza. Już sam film jest już wymowny i wystarczy by wyrobić sobie zdanie na ten temat.
Książka nie dostarcza więcej szczegółów. Film jest jej wierny i jestem tak sceptyczna, jeśli chodzi o CC... Traktuję to jako niemożliwość, bo nawet w książce nie kusi się o szczegóły, które by to uwiarygodniły. Film przypadł mi bardziej do gustu, bo mogłam go potraktować jako po prostu wymyśloną historyjkę. Którą zapewne jest.
OdpowiedzUsuńAmy Green (żona Miltona Greena) twierdziła w wywiadzie, że książka Colina to jedne wielkie bzdury. Poza tym polecam rozdział z autobiografii Oliviera dotyczący kręcenia "Księcia i aktoreczki" . Mimo spóźnień i problemów MM, Olivier był nią szczerze zachwycony i żałował, że nie potrafił wyciągnąć więcej z jej wrodzonego talentu komediowego. A głównym problemem był wszędzie obecny cień MM w postaci Pauli Strasberg.
OdpowiedzUsuńNie oglądałam tego filmu, a w tematykę związaną z MM dopiero się zagłębiam, więc trudno mi się odnieść, jednak chętnie obejrzałabym ten film, mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że film mi się podobał i oglądając nie zastanawiałam się, czy przedstawione zdarzenia są w 100% prawdziwe. Jeśli jednak faktycznie najpierw Colin wydał jedną książkę, a po killku latach kolejną, to można podejrzewać, że zrobił to na fali i mocno zdarzenia podkolorował.
OdpowiedzUsuńJa film uważam za udany. Ale bardzo fajnie się to czyta. :) Zapraszam do siebie: http://carriegoeswildagain.blogspot.com/2014/11/oslepiony-blaskiem-gwiazdy-recenzja.html
OdpowiedzUsuń