Teraz, gdy cykl o Patricku Melrose ukazał się już w całości można w końcu oficjalnie powiedzieć, że to z pewnością jedna z najlepszych książek wydanych w Polsce w tym roku (jeśli nie najlepsza). Ta pięcioczęściowa saga, rozgrywająca się na przestrzeni ponad 40 lat odzwierciedla wyboistą drogę bohatera ku wyzwoleniu z najgorszych traum dzieciństwa. Patrick, który niezmiennie pokutuje za grzechy swych rodziców, wydaje się jednak w tej kwestii skazany na porażkę. W tych zmaganiach pobrzmiewa jednak ciągła komedia, co sprawia, że książki St Aubyna stają się osobliwą pociechą zamiast gwoździem do trumny.
Nic nie zostało zapomniane
Ostatnio zostawiliśmy Patricka patrzącego w przyszłość z (jakąś) nadzieją, a przynajmniej wiele na to wskazywało. Teraz zastajemy go pochłoniętego ojcostwem i niespecjalnie udanym małżeństwem. W "Mleku matki" ojciec Patricka praktycznie nie istnieje (oprócz jednej wzmianki), ale za to wciąż możemy liczyć na jego matkę, która do końca nie ustaje w wysiłkach by zawieść syna. "W końcu" brzmi więc jak swoisty oddech ulgi na wieść o śmierci Eleanor Melrose. Patrick skwituje to później w swoim stylu: "myślę, że śmierć matki to najlepsze, co mi się przytrafiło od czasu... od czasu śmierci ojca". Pogrzeb Eleanor wyzwala jednak nową falę wspomnień i dawne demony, tak jak wiele lat wcześniej śmierć Davida. W pełni ujawnia się też ciężar, jaki na swoich barkach dźwiga Patrick, a wnioski do jakich dochodzi nie tylko jemu potrafią podnieść ciśnienie.
Ostatnio zostawiliśmy Patricka patrzącego w przyszłość z (jakąś) nadzieją, a przynajmniej wiele na to wskazywało. Teraz zastajemy go pochłoniętego ojcostwem i niespecjalnie udanym małżeństwem. W "Mleku matki" ojciec Patricka praktycznie nie istnieje (oprócz jednej wzmianki), ale za to wciąż możemy liczyć na jego matkę, która do końca nie ustaje w wysiłkach by zawieść syna. "W końcu" brzmi więc jak swoisty oddech ulgi na wieść o śmierci Eleanor Melrose. Patrick skwituje to później w swoim stylu: "myślę, że śmierć matki to najlepsze, co mi się przytrafiło od czasu... od czasu śmierci ojca". Pogrzeb Eleanor wyzwala jednak nową falę wspomnień i dawne demony, tak jak wiele lat wcześniej śmierć Davida. W pełni ujawnia się też ciężar, jaki na swoich barkach dźwiga Patrick, a wnioski do jakich dochodzi nie tylko jemu potrafią podnieść ciśnienie.
Mnogość perspektyw, do których wcześniej przyzwyczaił nas autor, w "Mleku matki" staje się uporządkowana i ograniczona do trzech równoprawnych głosów - oprócz głównego bohatera, mamy jeszcze jego syna i żonę, Mary. Miłą niespodzianką okazuje się zwłaszcza ta ostatnia, dzięki której można dobrze sobie uzmysłowić zgubny wpływ Patricka na innych; na dłuższą metę staje się on nie do wytrzymania nawet dla tak cierpliwiej kobiety jak Mary. Z kolei sam Patrick i jego unikalny punkt widzenia (nie mówiąc już o ciętych ripostach) to cały czas wisienka na torcie. W "Mleku matki" bohater wdaje się w gorączkowe i niespokojne rozmyślania (podsycane często alkoholem), które coraz bardziej poddają pod wątpliwość jego względną życiową stabilizację. W finałowej odsłonie sagi te fundamenty okażą się bardzo kruche; Patrick ma już za sobą rozwód, kolejny odwyk i pobyt w szpitalu psychiatrycznym, a przed sobą jeszcze pogrzeb matki. W tym ostatnim upatruje swojej szansy na nowy początek, ale nie unika też patrzenia prawdzie prosto w oczy.
![]() | ||
Edward St Aubyn z "Mlekiem matki"; przegrał o włos Bookera. [źródło zdjęcia] |
Ostatecznym argumentem przemawiającym za prozą Edwarda St Aubyna pozostaje jego językowa wirtuozeria (brawa również dla tłumacza*). Ten kunsztowny język pełen wyszukanych porównań, gry słów czy bon motów nie służy jednak tutaj niczemu innemu jak zgłębianiu najbardziej ponurych i niepokojących doświadczeń. Ostateczną bronią przeciw rzeczywistości okazuje się natomiast ironia i humor, a akurat tę sztukę St Aubyn ma opanowaną do perfekcji. To nieocenione narzędzie przydaje się zwłaszcza w piętnowaniu pyszałkowatych i aroganckich zachowań praktykowanych od pokoleń przez szacowną familię bohatera. W tym towarzystwie Eleanor Melrose stanowi istne kuriozum; krzyżówka Króla Leara i pani Jellyby, jak wyraża się o niej Patrick i jest to najłagodniejsze, co może o niej powiedzieć.
To już naprawdę koniec. 900 stron i 40 lat później od momentu, gdy David Melrose z upodobaniem rozprawiał się na tarasie z mrówkami, a w domowym zaciszu również z własną rodziną, Patrick nadal żyje w jego cieniu. Względny optymizm, który płynął z "Jakiejś nadziei" i "Mleka matki" rozpływa się w gorzkich refleksjach ostatniego tomu. W każdym razie już każdy sam musi dopisać sobie do tego zakończenie, bo innego nie będzie - Edward St Aubyn powiedział już dawno, że "Patrick Melrose" jest dla niego skończony. Choć - by nawiązać do ostatniego zdania ostatniego tomu - być może postanowi jeszcze zmienić zdanie.
*Polski przekład zawdzięczamy panu Łukaszowi Witczakowi; by przekonać się jak wymagające miał zadanie trzeba dopiero sięgnąć po oryginał.
___________________________________________________________________________
"Patrick Melrose: Mleko matki. W końcu", Edward St Aubyn, wyd. WAB, 440 stron, 2017
oryg. "Mother's Milk. At Last"
Moja ocena: 9/10 ( i najlepsza beletrystyka, jaką czytałam od lat)
Nie ma co w pełni wierzyć autorom, dla których "coś jest skończone" - bo potem kończą jak Kossakowska, która obiecała, że kolejnych "Zastępów anielskich" nigdy nie będzie... <3
OdpowiedzUsuń