Można stracić głowę dla ekspedycji polarnej sprzed ponad wieku, co więcej można stracić sporo pieniędzy i pół życia na to by próbować odtworzyć jej losy. Jedni nazwą to po prostu dziwną fascynacją, inni obsesją, a dla jeszcze innych będzie to już czyste szaleństwo. Z kolei sama zainteresowana, Bea Uusma mówi tu o miłości, która zaczęła się niewinnie, bo od lektury dzienników by potem przerodzić się w uporczywe poszukiwanie prawdy na temat pewnej wyprawy polarnej. Ta niesłabnąca ciekawość i zaangażowanie, z jakim autorka podchodzi do tematu udziela się i nam, czytelnikom – "myślę "my", chociaż tak naprawdę to przecież tylko ja", ale nie, Bea Uusma z pewnością nie jest już dłużej osamotniona.
Cofnijmy się na chwilę do roku 1897, gdy Andree i jego dwóch współtowarzyszy postanawia zdobyć biegun północny drogą powietrzną, balonem. Sprytnie, ale nadal niebezpiecznie, co okaże się krótko po stracie, kiedy trzech podróżników traci swój środek transportu. Nikt nie wie gdzie są, ani nawet, że mieli wypadek. Trzydzieści lat później przypadkiem odnaleziono ich szczątki. A sto lat później Bea Uusma poddaje pod wątpliwość oficjalną wersję zdarzeń i na własną rękę próbuje odtworzyć ostatni etap tej feralnej wyprawy. W swojej książce prowadzi dwie równoległe relacje - obok wydarzeń z 1897 roku opisuje własną podróż i rozwój własnej fascynacji. Autorka nie poprzestaje na przeglądaniu archiwów czy dostępnej bibliografii; ona podejmuje studia medyczne, a także organizuje własne ekspedycje. Bada szczątki i pozostałości, wyprawia się w miejsca niedostępne i niegościnne by następnie z powodu trudnych warunków atmosferycznych nie dotrzeć do celu.
"Ekspedycję" można nie tylko czytać, ale z powodzeniem można ją też oglądać. Oprawa graficzna tej książki to w ogóle osobna historia. Fotografie (archiwalne i współczesne, czarno-białe i kolorowe), do tego jeszcze grafiki i ilustracje stanowią istotny element całej publikacji. W uporządkowanych tabelach Uusma rozkłada na czynniki pierwsze całą ekspedycję, pieczołowicie odnotowuje okoliczności, fakty oraz hipotezy. To wynik wielu lat pracy i zbierania informacji. Nawet jeśli w ten sposób obdziera trochę wyprawę z jej romantycznego ducha i sprowadza ją do suchych faktów, to możemy się domyślić jakie znaczenie ma to dla autorki, która nie chce przegapić żadnego dostępnego źródła by dotrzeć do prawdy. Bea Uusma na potrzeby swojego prywatnego dochodzenia staje się więc detektywem, patologiem i lekarzem w jednym.
Ponieważ książkę czyta się praktycznie jednym tchem, powinnam darować sobie dalsze uwagi. Jednak jeśli mi czegoś tutaj brakuje to z pewnością porządnego zakończenia zdradzającego na przykład czy autorka uwolniła się od swojej obsesji. Poza tym "Ekspedycja" stanowi chyba najlepszy dowód na to, jak fascynujące potrafią być wyprawy polarne i że mimo upływu lat nadal wzbudzają ogromne emocje. A jeśli ktoś jeszcze o tym nie wie to książka Uusmy da mu o tym dobre pojęcie.
______________________________________________________________________
"Ekspedycja. Historia mojej miłości", Bea Uusma, Marginesy, 320 stron, 2017 r.
oryg. "Expeditionen. Min Karlekshistoria"
Moja ocena: 8/10
______________________________________________________________________
"Ekspedycja. Historia mojej miłości", Bea Uusma, Marginesy, 320 stron, 2017 r.
oryg. "Expeditionen. Min Karlekshistoria"
Moja ocena: 8/10
Ach, wyłowiłam na pierwszym na zdjęciu Oxford World's Classics oraz Wordsworth Classics of World Literature - to już nieuleczalna choroba zawodowa :P
OdpowiedzUsuńPrawdziwa obsesyjna fascynacja :) Do tej pory nie spotkałam się aż z takim zaangażowaniem dotyczącym jednej wyprawy. Choć z drugiej strony znam pewną panią, która bardzo żywo interesuję się samotną wyprawą Helen Thayer na Biegun Północy z lat 80. - to była pierwsza kobieta, która tego dokonała, a jej towarzyszem był pies. Pamiętam z jakimi emocjami mi o tym opowiadała :)
Masz dobre oko ;) A Bea jest fantastyczna, lubię ją z wiadomego powodu (no i przy niej moje zainteresowanie tą samą tematyką, choć innymi wyprawami wypada naprawdę niewinnie).
UsuńAkurat czytam tę książkę. Rzeczywiście jest bardzo ciekawa. :) I tak sobie myślę, że członkowie wyprawy zachowali się dosyć lekkomyślnie. Nie wykonali na przykład lotu próbnego. Skąd mogli mieć pewność, że dadzą radę dolecieć tak daleko i wrócić, skoro do tej pory żaden balon nie utrzymał się w powietrzu dłużej niż dobę?...
OdpowiedzUsuńLekkomyślnie, ryzykownie i odważnie; w życie takiego odkrywcy wpisane jest ryzyko (zwykle zawsze coś idzie nie tak, wiadomo prawo Murphy'ego), np. ci, którzy chcieli zdobyć biegun drogą morską mierzyli się z lodem i ryzykiem ewentualnej straty okrętu, co też nie należało do jakiś odosobnionych przypadków.
Usuń