Elizabeth Taylor to kobieta, która na stałe wpisała się do historii kina. Jej przysłowiowe 5 minut trwało prawie pół dekady; w czasie których nakręciła ponad 50 filmów i otrzymała 2 Oscary. Jednak jej życie prywatne nie było już tak udane – Elizabeth miała na swoim koncie 8 małżeństw, 7 mężów, liczne problemy zdrowotne oraz te związane z uzależnieniami. Wydaje się więc, że życie Taylor to wdzięczny temat dla jej biografów, ale to także i przede wszystkim wyzwanie. Jak poradził sobie z tym David Bret, autor najnowszej biografii gwiazdy reklamowanej jako sensacyjnej o tym poniżej.
David Bret sprawnie prowadzi czytelników przez życie Liz Taylor skupiając się głównie na dwóch aspektach jej życiorysu tj. na związkach oraz na filmach z jej udziałem. Twierdzi, że w obu kierowała się równie złym gustem. Już w pierwszych zdaniach czuć niechęć autora do Liz, która podobno "rzadko dorównywała poziomem gry swoim kolegom z planu”. Jednak przy okazji filmu "Kto się boi Virginii Woolf?” stawia ją na równi z takim gwiazdami jak Garbo, Hepburn czy Davis. Autor jest więc równie niekonsekwentny w swoich poglądach jak nieprzychylny swojej bohaterce. Spycha na drugi plan jej życie rodzinne oraz problemy zdrowotne, które były prawdziwą zmorą gwiazdy.
Autor w dużej mierze opiera się na doniesieniach prasowych dotyczących Elizabeth. Wspiera się także fragmentami biografii mniej lub bardziej znanych osobistości, którzy akurat wspominali o niej. Wybiera co pikantniejsze szczegóły. Poza tym chętnie cytuje gwiazdy (jak Maria Callas, Marlena Dietrich), które bez ogródek wypowiadały się złośliwie na temat swojej koleżanki po fachu. Bret zresztą nie zamierza się kryć ze swoimi intencjami; przyznaje, że o Taylor "pisze jako o najbardziej egoistycznej gwieździe na całym firmamencie oraz że jej wybryki z początkowego okresu uważa za obsceniczne". Nie da się nie zauważyć, że to wszystko stawia Liz w bardzo niekorzystnym świetle.
Autor sam zdecydował w jakim tonie będzie brzmieć jego książka. W rezultacie całość przypomina bardziej rubrykę towarzyską taniego tabloidu niż rzetelną biografię. Raz na jakiś czas Bret raczy czytelnika jakąś informacją o żenująco niskim poziomie, co po prostu sprawia, że owocu jego pracy nie chce się traktować poważnie. Takim chwytem sam sobie strzelił w stopę, a swojej książce znacznie obniżył poziom. Nikt z tego nie wyszedł bez szwanku – nadszarpnięty wizerunek ma zarówno sama Liz jak i autor.
Biografia Davida Breta to doskonała propozycja dla tych, którzy nie przepadają za aktorką lub jest im ona co najmniej obojętna. Dla wielbicieli Liz będzie to gorzka pigułka do przełknięcia. Choć Liz nie należała do najgrzeczniejszych gwiazd Hollywood to myślę, że David Bret posunął się w wielu miejscach za daleko. Jego książka jest raczej powierzchowna; na pewno brak jej wnikliwości oraz powagi. Jednak cokolwiek by tej książce nie zarzucić to w żadnym wypadku nie można uznać jej za nudną. Dlaczego? Ponieważ sprawia wrażenie jakby życie Liz Taylor składało się wyłącznie ze skandali i kontrowersji. Próżno szukać tu tej bardziej przyziemnej części. Być może autor uznał, że jest ona właśnie zbyt nudna by zawracać sobie nią głowę. W związku z tym pojawia się spory niedosyt i wrażenie, że Taylor została obdarta z tego ludzkiego i normalnego oblicza.
Moja ocena: 3,5/6
Autor w dużej mierze opiera się na doniesieniach prasowych dotyczących Elizabeth. Wspiera się także fragmentami biografii mniej lub bardziej znanych osobistości, którzy akurat wspominali o niej. Wybiera co pikantniejsze szczegóły. Poza tym chętnie cytuje gwiazdy (jak Maria Callas, Marlena Dietrich), które bez ogródek wypowiadały się złośliwie na temat swojej koleżanki po fachu. Bret zresztą nie zamierza się kryć ze swoimi intencjami; przyznaje, że o Taylor "pisze jako o najbardziej egoistycznej gwieździe na całym firmamencie oraz że jej wybryki z początkowego okresu uważa za obsceniczne". Nie da się nie zauważyć, że to wszystko stawia Liz w bardzo niekorzystnym świetle.
Autor sam zdecydował w jakim tonie będzie brzmieć jego książka. W rezultacie całość przypomina bardziej rubrykę towarzyską taniego tabloidu niż rzetelną biografię. Raz na jakiś czas Bret raczy czytelnika jakąś informacją o żenująco niskim poziomie, co po prostu sprawia, że owocu jego pracy nie chce się traktować poważnie. Takim chwytem sam sobie strzelił w stopę, a swojej książce znacznie obniżył poziom. Nikt z tego nie wyszedł bez szwanku – nadszarpnięty wizerunek ma zarówno sama Liz jak i autor.
Biografia Davida Breta to doskonała propozycja dla tych, którzy nie przepadają za aktorką lub jest im ona co najmniej obojętna. Dla wielbicieli Liz będzie to gorzka pigułka do przełknięcia. Choć Liz nie należała do najgrzeczniejszych gwiazd Hollywood to myślę, że David Bret posunął się w wielu miejscach za daleko. Jego książka jest raczej powierzchowna; na pewno brak jej wnikliwości oraz powagi. Jednak cokolwiek by tej książce nie zarzucić to w żadnym wypadku nie można uznać jej za nudną. Dlaczego? Ponieważ sprawia wrażenie jakby życie Liz Taylor składało się wyłącznie ze skandali i kontrowersji. Próżno szukać tu tej bardziej przyziemnej części. Być może autor uznał, że jest ona właśnie zbyt nudna by zawracać sobie nią głowę. W związku z tym pojawia się spory niedosyt i wrażenie, że Taylor została obdarta z tego ludzkiego i normalnego oblicza.
Moja ocena: 3,5/6
"Elizabeth Taylor. Dama, kochanka, legenda”, wyd. Prószyński i s-ka, 300 stron, 2012 r.
oryg. "Elizabeth Taylor. The lady, the lover, the legend - 1932 -2012"
Recenzja dla serwisu lubimyczytac.pl
Dygresja numer 1.
Jest taki odcinek "Seksu w wielkim mieście" w którym Charlotte przeżywa ciężkie chwile i leży załamana w łóżku zamiast świętować ze swoimi przyjaciółkami jakieś ważne wydarzenie. Charlotte przypadkiem trafia w telewizji na program poświęconym właśnie Elizabeth Taylor. I co zrobi po jego obejrzeniu? Momentalnie odzyska siły oraz nadzieje i ku zdziwieniu swoich koleżanek przychodzi na imprezę (odstawiona oczywiście na "Liz"). Właśnie taka Liz chciałam poznać ... Liz, która jest inspiracją oraz uosobieniem motywacji do działania i przezwyciężania życiowych trudności.
Dygresja nr 2.
Uderzające jest to jak bezpardonowo Hollywood traktuje niedoskonałość i zbliżającą się starość. W wieku 50 lat figura Liz pozostawiała wiele do życzenia, a jej olśniewająco uroda przygasała. Media, koleżanki po fachu drwili sobie bezlitośnie z niej z tego powodu. Pojawiały się złośliwe dowcipy, między innymi taki, że Liz zagra w kontynuacji filmu "W 80 dni dokoła świata", ale w roli balonu. To przedsmak tego jak wygląda na prawdę fabryka snów oraz z jaką wielką presją muszą uporać się ludzie, którzy stanowią zaledwie trybiki w tej ogromnej machinie ...
Jest taki odcinek "Seksu w wielkim mieście" w którym Charlotte przeżywa ciężkie chwile i leży załamana w łóżku zamiast świętować ze swoimi przyjaciółkami jakieś ważne wydarzenie. Charlotte przypadkiem trafia w telewizji na program poświęconym właśnie Elizabeth Taylor. I co zrobi po jego obejrzeniu? Momentalnie odzyska siły oraz nadzieje i ku zdziwieniu swoich koleżanek przychodzi na imprezę (odstawiona oczywiście na "Liz"). Właśnie taka Liz chciałam poznać ... Liz, która jest inspiracją oraz uosobieniem motywacji do działania i przezwyciężania życiowych trudności.
Dygresja nr 2.
Uderzające jest to jak bezpardonowo Hollywood traktuje niedoskonałość i zbliżającą się starość. W wieku 50 lat figura Liz pozostawiała wiele do życzenia, a jej olśniewająco uroda przygasała. Media, koleżanki po fachu drwili sobie bezlitośnie z niej z tego powodu. Pojawiały się złośliwe dowcipy, między innymi taki, że Liz zagra w kontynuacji filmu "W 80 dni dokoła świata", ale w roli balonu. To przedsmak tego jak wygląda na prawdę fabryka snów oraz z jaką wielką presją muszą uporać się ludzie, którzy stanowią zaledwie trybiki w tej ogromnej machinie ...
Niestety, coś w tym jest... Autor opierając się głównie na plotkach i tabloidach - jak to sama stwierdziłaś - strzelił sobie w stopę, a także niepotrzebnie zaburzył wizerunek Elizabeth. Była to moja pierwsza biografia aktorki, ale i tak wyczułam, że coś jest nie tak. Przecież Liz nie mogła być tak zła, jak ją przedstawił Bret. W każdym razie po lekturze tej pozycji postanowiłam poszerzyć swoją wiedzę o aktorce poprzez bardziej wiarygodne źródła informacji. Muszę jednak przyznać, że książkę czytałam z zaciekawieniem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
To co napisałaś nie brzmi zbyt zachęcająco ;) Podobnie jak Lanę Turner cenię Liz Taylor za jej role filmowe i nie obchodzi mnie to, że była bohaterką skandali i miała wielu mężów. Nie przypadkowo zresztą porównuję ją do Lany Turner, ponieważ ona też miała na koncie 8 małżeństw i 7 mężów :) Takie biograficzne książki mogę przeczytać, jeśli znajdę je w bibliotece, ale kupować nie zamierzam. Dodam jeszcze, że mówiąc iż cenię Liz Taylor za jej role filmowe mam na myśli głównie jej role z lat 50-tych, bo one zrobiły na mnie największe wrażenie. Natomiast te późniejsze filmy z jej udziałem były z reguły strasznie nudne (jak np. "Z życia VIPów", "Haiti - wyspa przeklęta"). Tak więc z autorem tej biografii zgodziłbym się co do tego, że wybierając scenariusze często kierowała się złym gustem ;-)
OdpowiedzUsuńOstatnio przekonuję się do biografii - tę też dopisze do swojej listy :) Nawet jeśli autor nie uniknął przemilczeń tam, gdzie powinno się jednak zachować tajemnice.
OdpowiedzUsuńDobrze, że przeczytałam tę recenzję przed kupnem książki! Elizabeth nie była z pewnością synonimem grzecznej dziewczynki, ale nie lubię takich sensacyjnych książek, gdzie pastwią się nad nieżyjącymi legendami. Nie mówiąc już o jakimkolwiek obiektywizmie.
OdpowiedzUsuń