Niezrażona - nomen omen - niedociągnięciami "Pętli" postanowiłam zmierzyć z kolejnym filmem podejmującym problematykę uzależnienia. Tym razem w wersji amerykańskiej. Gdy mowa o alkoholizmie to warto wspomnieć o "Dniach wina i róż". Wartość tego filmu podkreśla fakt, że nie służy on tylko rozrywce, ale jest również wykorzystywany przez ośrodki odwykowe w Stanach. Rozumiem dlaczego i zdaję sobie też sprawę, czemu polska "Pętla" raczej nigdy nie nada się do podobnych celów terapeutycznych.
Szeroka
perspektywa "Dni wina i róż" obejmuje różne drogi prowadzące do
wpadnięcia w sidła alkoholizmu. W filmie możemy zaobserwować ten proces na
przykładzie pary głównych bohaterów, Joe i Kristen. W miarę rozwoju tej
znajomości (przycementowanej małżeństwem) ich problemy z alkoholem stają się
coraz bardziej widoczne. Joe jest oczywistym kandydatem na alkoholika, ale
Kristen nie pasuje do typowego schematu. To słodka, wrażliwa kobieta
ze słabością do czekolady i do Joe. Uświadamianie sobie własnego problemu okaże
się równie ciężkie jak walka z nałogiem. Zobaczcie komu będzie znacznie
trudniej sobie z tym poradzić.
Film jako dobre studium popadania w uzależnienie może się pochwalić się
wrażliwością na niuanse w tym temacie. Na początku nie brakuje dobrej zabawy i
śmiechu. Wszystko zaczyna się naprawdę niewinnie, by w konsekwencji doprowadzić
do rodzinnego dramatu. Alkohol komplikuje relacje małżonków; stawia ich przed
trudnymi wyborami, a ich wspólne życie pod znakiem zapytania. Z kolei inny temat to wpływ Joe na Kristen i odwrotnie. Bardzo wnikliwa i inteligentne ukazanie
uzależnienia jak i zależności.
![]() |
Kristen (Lee Remick) i Joe (Jack Lemmon) |
I
jeszcze jeden aspekt filmu, na który koniecznie warto zwrócić uwagę. Podczas gdy w
"Pętli", nasz rodzimy alkoholik polega na leczeniu farmakologicznemu, Amerykanie
(mniej więcej w tym samym czasie) przeszli już na wyższy poziom. Ten przeskok
to ruch Anonimowych Alkoholików. Wierzono w skuteczność 12 kroków, wsparcie
grupy i własne zaangażowanie. To chyba najlepszy sposób, choć też najtrudniejszy, a
dla niektórych już przyznanie się do bycia alkoholikiem (słynne Mam na imię ...
i jestem alkoholikiem) jest nie do przejścia. Wszystko to znajduje swoje
odzwierciedlenie w filmie.
Twórcy filmu stworzyli efektowną opowieść o gubieniu się i wychodzeniu na prostą. Porzucili moralizatorstwo, przesadny optymizm by przekonać widzów autentycznością swojej historii. Dobra wiadomość płynąca z filmu jest taka, że życie w trzeźwości choć trudne jest jak najbardziej możliwe. Wie coś na temat Jack Lemmon, filmowy Joe, ale to partnerująca mu Lee Remick została moją ulubienicą w tym filmie.
______________________________
"Dni wina i róż", dramat, 1962 r.,
reż. Blake Edwards
oryg. "Days of wine and roses"
Moja ocena: 7/10
"Dni wina i róż", dramat, 1962 r.,
reż. Blake Edwards
oryg. "Days of wine and roses"
Moja ocena: 7/10
Lee Remick zagrała tu być może najlepszą rolę w swojej karierze, szkoda że już później nie dostawała tak dobrych i wymagających ról. Lemmon też oczywiście był tu świetny, ale tego już się po nim spodziewano, zaś Remick pozostawała najczęściej w cieniu gwiazd i Blake Edwards dał jej szansę wyjścia z cienia. Wykorzystała to w stu procentach. "Dni wina i róż" to mój ulubiony (obok "Straconego weekendu") film o alkoholizmie. Edwards lubił pokazywać ludzkie słabości, ale częściej się z nich śmiał w swoich licznych komediach. Tym razem stworzył poruszający do głębi dramat psychologiczny.
OdpowiedzUsuńWiem, że pisałeś o tym filmie, pamiętam. Wtedy też utwierdziłam się w przekonaniu, że trzeba to obejrzeć.
UsuńA Lee zjawiskowa, podobna nieco do Marilyn; co ciekawe to Lee miała zastąpić MM w "Something's gotta to give", tym ostatnim niedokończonym filmie, kiedy zerwano z nią kontrakt jak pojechała balować na imprezie urodzinowej JFK :)
Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny artykuł.
OdpowiedzUsuń