Nie popisałam się. Wzięłam z bibliotecznej półki książkę w przeświadczeniu, że jej tytuł brzmi "Filmy o młodości". W dodatku otworzyłam ją przypadkiem na filmie "I Bóg stworzył kobietę", co utwierdziło mnie tylko w moim błędnym przekonaniu. Dopiero później zorientowałam się, że jej tytuł to "Filmy o miłości" i wówczas książka zupełnie straciła dla mnie na atrakcyjności. Najbardziej oklepany temat jaki może tylko być! A teraz uświadamiam sobie, że moja pomyłka nie była znowu tak głupia, bo miłość i młodość przynajmniej w ujęciu filmowym to pojęcia niemal tożsame, a w każdym razie bardzo bliskie. Jedno bez drugiego praktycznie nie istnieje.
Od "Romea i Julii" do "Jestem ciekawa w kolorze żółtym"
Okazuje się, że filmy zwyczajowo zwane "filmami o miłości" to całkiem złożone zjawisko. Dzięki wstępowi do książki miałam okazję się o tym przekonać. Maria Kornatowska opisuje w nim ewolucję jaka na przestrzeni dziesięcioleci dokonywała się w kinie na tym polu. Postęp i zmiany nie oszczędziły nawet tak tradycyjnego tematu jak miłość. Ten proces biegnie od typowych melodramatów i romansów poprzez filmy psychologiczne aż po nurt filmów erotycznych, które z czasem też zaczęły przekształcać się w ambitniejsze produkcje poruszające problemy np. natury seksualnej. I to w ujęciu światowej kinematografii. Autorka oferuje więc szerokie spojrzenie na tę kwestie zarówno pod względem czasowym jak i geograficznym.
Lwią częścią książki stanowią jednak omówienia dziesiątek filmów dotykających tematu miłości w różnych jej aspektach. To propozycje dla czytelników. Ponieważ książka wydana została w 1975 roku są to przede wszystkim klasyki, filmy już zapomniane lub mało znane (dla niektórych będą to po prostu starocie). W dzisiejszych zestawieniach filmów o miłości mało kto pamięta o takich tytułach jak "Hiroszima, moja miłość", "Lecą żurawie", "Porozmawiajmy o kobietach", "Minnie i Moskowitz" czy "Ostatnie tango w Paryżu".
Jestem pod wielkim wrażeniem sposobu pisania autorki. Poziomem swoich kompetencji potrafi zawstydzić wszystkich tych, którzy mają ambicję recenzować filmy. Podczas gdy na przykład ja patrzę na film jako całość, to ona zwraca szczególną uwagę na rolę reżysera i jego wizję filmu. Niestety nie obyło się też bez wpadek. Maria Kornatowska zbytnio skupia się na treści omawianych filmów, odsłaniając zbyt wiele z fabuły. Nie rzadko zdradza ważne zwroty akcji albo nawet zakończenie. To niestety psuje przyjemność czytania.
A ja bardzo lubię czytać o filmach. Interesuje mnie to zarówno w teorii jak i praktyce. Dzięki tej książce wynotowałam sobie kilka interesujących tytułów jak "Letni sen" (1950), "Przygoda" (1959), "Miłość blondynki" (1965), "Niekochana" (1966), "Motyle są wolne" (1972) czy "Nie zestarzejemy się razem" (1972). Jeśli więc macie dylemat jaki film w tym temacie wybrać to propozycji jest całkiem sporo i wcale nie muszą być oklepane. A jeśli chcecie po prostu wzbogacić swoją wiedzę z zakresu filmu to wtedy też warto sięgnąć po publikację Marii Kornatowskiej.
"Filmy o miłości", Maria Kornatowska,
Wyd. filmowe i artystyczne, 240 stron, 1975 r.
Wyd. filmowe i artystyczne, 240 stron, 1975 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wszystkie uwagi, spostrzeżenia, sugestie czy rekomendacje są mile widziane. Wszystkie zawsze czytam, choć nie zawsze odpisuje. Jeśli komuś faktycznie zależy na kontakcie ze mną to najlepszym sposobem będzie droga mailowa.