Kto by pomyślał, że film niemy sprzed blisko stu lat może okazać się tak wspaniałym przeżyciem! Taka perełka jak "The Great White Silence" cieszy mnie przede wszystkim jako entuzjastkę ekspedycji polarnych z początku XX wieku, a dopiero w dalszej kolejności jako typowego widza. Jeśli więc ktoś podziela moją fascynację tym tematem powinien koniecznie zapoznać się z tym obrazem. Film nie powinien również pozostać obojętny prawdziwym koneserom kinematografii, bo ten unikalny dokument z lat 20. jest po prostu bardzo udanym osiągnięciem wczesnej sztuki filmowej.
Mniej więcej w tym samym czasie gdy pod naszą szerokością geograficzną powstawał pionierski "Pożar w zapałczarni", Herbert Ponting zdążył już odkryć za pomocą kinematografu Antarktydę. Jako uczestnik wyprawy Terra Nova w latach 1910-1912 miał za zdanie wizualnie udokumentować jej przebieg. Był przede wszystkim uzdolnionym fotografikiem, ale dysponował też kinematografem, który de facto nigdy wcześniej nie był używany w tamtych regionach świata. Nakręcone wówczas sekwencje filmowe posłużyły mu do stworzenia filmu, który ostatecznie wszedł na ekrany w 1924 roku. Lecz Ponting za życia nie doczekał się uznania. Ostatnio jednak film odrestaurowano, uświetniono go wspaniałą ścieżką dźwiękową i tym razem "The Great White Silence" zachwycił widzów, a raczej tę niewielką garstkę, która go widziała - jak nigdy wcześniej.
Przedmiotem dokumentu Herberta Pontinga jest ekspedycja polarna kapitana Scotta. Ponting, który nie mógł wiedzieć jak skończy się wyprawa zgromadził bezcenny materiał. W rezultacie "The Great White Silence" przedstawia po części losy ekspedycji, ale po części również dokument przyrodniczy. Jednak niekoniecznie fauna szóstego kontynentu stanowi istotę filmu. Ujęcia poświęcone ludziom są z pewnością tym, na co czekamy w tym filmie i na szczęście w tej kwestii się nie zawiedziemy. Ponting nagrywał uczestników wyprawy w trakcie codziennych zajęć, z reguły pochłoniętych pracą, ale też pokazywał momenty beztroski jak gra w piłkę nożną. Ujęcia pokazowe jak te podczas marszów, rozkładania obozów czy wreszcie "rutyny namiotowej" stanowią cenne źródło wiedzy o samych polarnikach oraz ich zwyczajach.
W namiocie: podoficer Oates, Bowers, Wilson i Scott (od lewej) |
Barwienie obrazów jak powyżej było celowym zabiegiem Pontinga. |
Dzięki "The Great White Silence" można przekonać się jak wiele uroku potrafi mieć narracja właściwa filmom niemym. Plansze z tekstem niekoniecznie muszą być przeżytkiem. We wszystkich tych komentarzach dostrzegłam przede wszystkim niezwykłe starania twórcy filmu by zainteresować widzów. Ponting zdobywa nas poczuciem humoru, ciekawą narracją nieraz opatrzoną ujmującymi zwrotami kierowanymi wprost do odbiorców. Byłam ciekawa jak poradzi on sobie z przedstawieniem losów ekipy biegunowej, bo z wiadomych względów nie posiadał praktycznie żadnych treści wizualnych z tej części wyprawy (trzeba mieć świadomość ograniczeń z jakimi spotkał się reżyser by w pełni zrozumieć jego możliwości realizacyjne). Ponting posługuje się więc wcześniejszymi nagraniami, a także wykorzystuje inne dostępne środki jak zdjęcia, rysunki a przede wszystkim fragmenty z dzienników Scotta. Fotografie sporadycznie pojawiają się też we wcześniejszych partiach dokumentu.
Oglądając uśmiechniętego Scotta, dumnych ze swoich kuców Wilsona i Bowersa lub psie zaprzęgi gotowe do drogi można na chwilę cofnąć się w czasie. Film jak nic innego potrafi oddać energię, żywotność ludzi, a zwłaszcza jeśli - jak w tym przypadku - został nakręcony w przede dniu tragedii. Dodatkową motywacją do obejrzenia filmu może być fakt, że nigdzie poza nim nie można zobaczyć tych archiwalnych nagrań. Po obróbce z 2011 roku zdjęcia są naprawdę wysokiej jakości, a hipnotyzująca ścieżka dźwiękowa idealnie wprowadza w nastrój filmu.
____________________________________________________
"The Great White Silence", dokument niemy, 1924 r
(odrestaurowana wersja przez British Film Institute z 2011 r.)
reż. Herbert Ponting
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wszystkie uwagi, spostrzeżenia, sugestie czy rekomendacje są mile widziane. Wszystkie zawsze czytam, choć nie zawsze odpisuje. Jeśli komuś faktycznie zależy na kontakcie ze mną to najlepszym sposobem będzie droga mailowa.