niedziela, 13 listopada 2016

"Hombre" 1967


Martin Ritt i Paul Newman tworzyli udany tandem reżysersko-aktorski już od końca lat 50., gdy po raz pierwszy spotkali się na planie "Długiego, gorącego lata". W następnej dekadzie wspólnymi siłami nakręcili jeszcze pięć filmów (Martin Ritt w owym czasie chyba najchętniej robiłby filmy tylko z Newmanem). "Hombre" jako ostatni z tych filmów okazał się naprawdę godnym zwieńczeniem ich wieloletniej współpracy. Ten dramat w westernowym anturażu ukazuje bohatera, który za zbyt jasną skórą skrywa prawdziwie indiańskie oblicze. To gorzka lekcja historii, ale i jedna z najbardziej gorzkich ról w całym dorobku Paula Newmana. 

John Russell (Paul Newman) żyje na pograniczu dwóch światów - świata białych i świata Indian. Wychowany przez Apaczów i znany w okolicy jako Hombre ogranicza swoje kontakty z białą społecznością do minimum. Okoliczności sprawiają jednak, że wraz z sześcioma innymi pasażerami wybiera się w dłuższą podróż dyliżansem przez pustynną Arizonę. Trasa przebiega przez opustoszałe tereny, gdzie wszystko może się zdarzyć, a napady bynajmniej nie należą do rzadkości. Niektórym pasażerom jednak póki co bardziej doskwiera towarzystwo Johna, który nie pozwala na obrażenie Indian w swojej obecności. Ta wygodna podróż pełna wzajemnych animozji nie potrwa długo - kończy się brutalnym napadem Meksykanów, którzy kradną pieniądze, porywają jedną z kobiet, a resztę pasażerów pozostawiają na pastwę losu w szczerym polu.

Obok Paula Newmana w filmie wystąpiła również Diane Cilento jako Jessie.


Wbrew przewidywaniom John nie sili się tu na żadne bohaterstwo, za to skrupulatnie zapracowuje sobie na miano antybohatera. Robi, co w jego mocy by pokazać, że nie zamierza odgrywać roli wybawiciela. Gotów jest nawet zostawić towarzyszy niedoli i czmychnąć w sobie tylko znanym kierunku - tamci jednak nie pozwolą mu na to, bo wiedzą, że tylko on może ich wydostać z opresji. Teraz już nikomu nie ciąży towarzystwo Hombre; tym razem to on ma przewagę. Chociaż główny bohater nie pała do reszty specjalną sympatią, a tym bardziej nie czuje się odpowiedzialny za ich los to nie pozostaje mu nic innego jak zgodzić na wspólną drogę powrotną. Ta jego wyraźna niechęć wynika z wcześniejszych doświadczeń z białymi, a niektóre z tych głęboko-zakorzenionych przekonań potwierdzą się i teraz. 

Gdy przejrzeć się z bliska tej zbieraninie przypadkowych ludzi pokładających nadzieję w Johnie będą to dwie kobiety, dwóch prostych mężczyzn i profesor, któremu chwilę wcześniej uprowadzono żonę. Nie wszyscy okazują się źli czy przebiegli - w obecnej sytuacji raczej przerażeni i nieporadni - ale John zdaje się mieć z góry wyrobione zdanie na ten temat. Swoją postawą wyraźnie daje do zrozumienia, że od białych woli się trzymać z daleka. Dopiero za sprawą jednej z pasażerek o imieniu Jessie, Hombre przekona się, że można ta ocena była zbyt pochopna. Gdy bandyci wrócą po swój łup, a na szali będzie życie wisiało życie porwanej kobiety to Jessie zrobi wszystko by ją ratować. To właśnie wtedy, w kluczowej scenie filmu Paul Newman odsłoni całą złożoność swego charakteru i powie: "Droga pani, prosi mnie pani o wiele więcej". No właśnie, Hombre może nie mówi zbyt wiele, ale gdy już coś powie to nie ma sobie równych. 

"Hombre" to doskonale zrealizowany film odwołujący się zarówno do problemów natury społecznej jak i moralnej. Zamiast zbędnych strzelanin i przemocy, całą uwagę przykuwa tu Paul Newman i jego nieprzenikniony bohater (nie trzeba chyba specjalnie dodawać, że aktor ten jak zwykle stanął na wysokości zadania). "Hombre" wykracza więc poza ramy klasycznego westernu w podobnym stopniu jak wcześniej film Freda Zinnemanna "W samo południe". Nie ukrywam, że ten gatunek dużo częściej sprawiał mi trudności niż satysfakcję, ale wspomniane "W samo południe", a teraz również "Hombre" należą do moich absolutnych faworytów.

 ___________________________________________
"Hombre", western, 1967 r.
reż. Martin Ritt
na podstawie powieści Elmore'a Leonarda

Moja ocena: 8/10

1 komentarz:

  1. Świetny film, niby adaptacja powieści Elmore'a Leonarda, ale chyba też polemika z "Dyliżansem" Johna Forda. Klasyczne schematy gatunku wykorzystane po to, by powiedzieć coś więcej o człowieku i jego naturze (hombre to po hiszp. człowiek). Świetna obsada - Newman, Fredric March (aktor wybitny), Richard Boone (etatowy czarny charakter). No i Diane Cilento - w owym czasie była żoną Seana Connery'ego.

    OdpowiedzUsuń

Wszystkie uwagi, spostrzeżenia, sugestie czy rekomendacje są mile widziane. Wszystkie zawsze czytam, choć nie zawsze odpisuje. Jeśli komuś faktycznie zależy na kontakcie ze mną to najlepszym sposobem będzie droga mailowa.

podobne

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...