poniedziałek, 19 marca 2012

Debiut jak marzenie!

Co łączy Mary Shelley i Stiega Larssona? Na pozór nic; można pokusić się o stwierdzenie, że dzieli ich przepaść czasu i literackiej treści. Jednak to ich start w "literackiej branży" skarbił im sławę, pieniądze i uwielbienie milionów.




Udany debiut czyli nadzieja na przyszłość, objawienie literackie i uchylona furtka do dalszej literackiej kariery. Jaki pisarz by nie chciał tak zaczynać? A jakim się udało?

Jeśli weźmiemy pod uwagę debiuty, które wywołały istne trzęsienie ziemi na rynku wydawniczym i czytelniczym to koniecznie trzeba wspomnieć o:

* Stiegu Larssonie i jego pierwszej (moim zdaniem najlepszej) część trylogii Millenium. Debiut o tyle niezwykły, że stanowiący jednocześnie pożegnanie ze światem literatury. Larsson zadebiutował i odszedł nigdy nie dowiadując się z jakim entuzjazmem i zachwytem spotkały się jego powieści.

*J.K. Rowling z serią o Harrym Potterze i z początkowym wielkim zwątpieniem wydawców, którzy twierdzili, że jej książki dla dzieci nie będą mieć żadnej siły przebicia. Jak widać na powyższym przykładzie wydawcy nie zawsze orientują się w potrzebach rynku. Rowling zaskoczyła wszystkich: wydawców, czytelników, a najbardziej pewnie samą siebie.

*Stephenie Meyer i jej "zaćmieniu", które udzieliło się chyba wszystkim. Przyznaje, że dla mnie jest to istny fonemem - do dziś zastanawiam się jak to możliwe, że powieści Meyer zostały tak dobrze przyjęte. 

Patrząc na miliony sprzedanych egzemplarzy to powyższe pozycje faktycznie można uznać za najlepsze debiuty ostatnich lat. Jednak ja rzadko sugeruje się ilością sprzedanych egzemplarzy i generalnie polegam na swojej opinii. 


Dla mnie bezprecedensowym debiutem wszech czasów  będzie Mary Shelley.



Podobno na jednym z przyjęć, gdzie gościem była między innymi Mary, podczas burzy i w mrocznej atmosferze, towarzystwo zaczęło opowiadać sobie historie straszne i z dreszczykiem. I tak w głowie 19- letniej wówczas Mary zakiełkował pomysł, który przerodził się ostatecznie w "Frankensteina". To powieść, której autorką jest zaledwie 19-latka poraża swoją dojrzałością i treścią. Ta książka zrobiła na mnie tym większe wrażenie, że nie spodziewałam się po niej niczego specjalnego - horrory czy powieści gotyckie dawno już mnie nie bawią. A tu proszę - taka niespodzianka! Pod przykrywką thrillera kryje się przejmująca opowieść o samotności i desperacji. Dał mi "Frankenstein" sporo do myślenia i prawie wzruszył do łez.
Choć dwa wieki minęły od jego powstania to o "Frankensteinie" wciąż jest głośno - powstają coraz nowe ekranizacje czy wersje tej powieści, choć moim zdaniem wypaczają one oryginał. A ilu jeszcze twórców zainspiruje ta opowieść?

Jednak o ile sam Frankenstein i jego potwór wpisał się na stałe do historii, o tyle Mary Shelley na zawsze pozostanie w ich cieniu. Choć później jeszcze kilka razy próbowała swoich sił jako pisarka już nigdy nie zbliżyła się do tego wyśrubowanego poziomu jaki zaprezentowała swoją debiutancką powieścią.

1 komentarz:

  1. No proszę, nie miałam pojęcia, że autorka miała 19 lat. Faktycznie niesamowite! Książka jest interesująca i poruszająca - właśnie jako historia o osamotnieniu.

    OdpowiedzUsuń

Wszystkie uwagi, spostrzeżenia, sugestie czy rekomendacje są mile widziane. Wszystkie zawsze czytam, choć nie zawsze odpisuje. Jeśli komuś faktycznie zależy na kontakcie ze mną to najlepszym sposobem będzie droga mailowa.

podobne

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...