„Przed zachodem słońca”, dramat; romans, USA, 2004 r.
w reżyserii Richarda Linklatera.
w reżyserii Richarda Linklatera.
oryg."Before sunset"
Jestem uczulona na filmowy plastik i tandetę przemawiającą do nas z ekranów kin. Irytują mnie te wszystkie tanie chwyty i sztuczki mające przyciągnąć widzów do kin. Piękne, znane twarze aktorów mają nam wynagrodzić kiepskie widowisko oraz stracony czas. Dlatego coraz częściej uciekam w kino niekomercyjne, mniej znane lub w nisko-budżetowe produkcje. W takich klimatach czuję się doskonale.
Jedną z takich właśnie produkcji jest film „Przed zachodem”. Skromny budżet oraz 15 dni zdjęciowych wystarczy by nakręcić świetny obraz. Jednak aby zrozumieć kontekst tego filmu należy się cofnąć 10 lat wstecz, kiedy to dwoje nieznanych sobie ludzi z dwóch różnych kontynentów spędza ze sobą noc w Wiedniu*. Celine jest Francuzką, Jesse to Amerykanin. Ta wspólna noc ich do siebie zbliży i zmieni ich spojrzenie na wiele spraw. Nim się obejrzą rankiem każdy z nich wyruszy w swoją stronę. W prawdzie obiecują sobie, że za 6 miesięcy znów się spotkają, ale nic z tego nie wynika. Film „Przed zachodem słońca” to (nie)przypadkowe spotkanie po 10 latach Celine i Jesse’go w Paryżu. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi to Jesse napisał książkę o pewnej niezwykłej dziewczynie, którą spotkał kiedyś w europejskiej stolicy … I tak oto na spotkaniu autorskim Jesse’ego zjawia Celine, która w bohaterce jego książki poznaje siebie. Później już wszystko toczy się swoim torem.
Choć prawie dekada upłynęła od ich ostatniego i zarazem pierwszego spotkania wydaję się, że bohaterów łączy jakieś szczególne doświadczenie tudzież nić porozumienia. Początkowo zdystansowali, później coraz bardziej otwarci i szczerzy. A może po prostu tak bardzo chcieli się spotkać? Wiele się zmieniło w ciągu tej dekady; Jesse ma rodzinę, Celine także próbuje ułożyć sobie życie. Wkrótce staje się jasne, że uczucie między nimi nie wygasło, a wręcz się spotęgowało. Mają sobie wiele do powiedzenia i tak niewiele czasu by zadecydować o swojej przyszłości. Czy tym razem ponownie podążą osobnymi drogami ?
„Przed zachodem” to niespełna 80 minut fantastycznej interakcji między postaciami granymi przez Ethana Hawke oraz Julie Deply. W rezultacie wyszedł przekonujący, piękny oraz urzekający obraz. Uwielbiam do niego wracać, bo ten film to wręcz magia naładowana emocjami. W gruncie rzeczy przecież to historia, która może zdarzyć się każdemu z nas albo nawet już się zdarzyła ?
*W 1995 roku nakręcono pierwszą część filmu czyli „Przed wschodem słońca”, która opowiada o wydarzeniach w Wiedniu. Moim skromny zdaniem sequel z 2004 roku jest jednak o wiele lepszy.
Moja ocena: 8/10
Już jakiś czas temu poszukiwałam tego filmu, ale później o nim zapomniałam i w końcu go nie zobaczyłam... Sama nie przepadam za przesłodzonymi produkcjami Hollywodzkimi, a dodatkowo Julie Delpy bardzo spodobała mi się w "2 dni w Paryżu", który to film mam i regularnie oglądam. Swoją drogą polecam, jeśli nie widziałaś:)
OdpowiedzUsuń