Listy Sylvii Plath obejmują 13
lat korespondencji, adresowanej głównie do matki. Wybory życiowe Plath (nauka,
studia, małżeństwo) rzuciły ją daleko od domu rodzinnego. W tym czasie ich
autorka zdążyła się przeistoczyć z młodej dziewczyny w dojrzałą kobietę. Nigdy
jednak nie zaniedbywała swoich najbliższych; swoją nieobecność starała się
wynagrodzić chociaż pełnymi czułości listami.
Te listy są przede wszystkim dowodem miłości córki do matki. Sylvia na przeróżne sposoby potrafiła okazać mamie, a także dziadkom swoje uczucia – z jej tekstów bije troska, wdzięczność i tęsknota. Sylvia zwyczajowo informuje też o bieżących sprawach takich jak osiągnięcia literackie, postępy w nauce, ambitne plany na przyszłość. Później dochodzą jeszcze tematy związane z mężem, Tedem Hughes i dziećmi.
Wydaje się, że Sylvia tak kochała matkę, że nie chciała przydawać jej powodów do zmartwień. W istocie nie miała się czym martwić – "My oboje [ona i brat] naprawdę mamy wszystko. Życie rodzeństwa Plath płynie jakby w zaczarowanym świecie". Sylvia niewiele razy pozwala sobie na narzekanie czy pesymistyczny nastrój. Niemniej jednak w jej listach znajdziemy wyraźne sygnały poprzedzające poważne załamanie psychiczne w 1954 roku. Jego pierwszym symptomem jest silna niechęć do ... fizyki. Wtedy roztrzęsiona Sylvia wyznaje m.in. "Jeśli z powodu jednego nielubianego przedmiotu ma się ochotę rzucić college i pożegnać z życiem, sprawa staje się poważna". Uważny czytelnik znajdzie więcej tego typu uwag i wszechobecnego zniechęcenia w listach z tego właśnie okresu.
Zbiór korespondencji Plath
zawiera również kilka listów do brata i przyjaciół. W nich Sylvia jest bardziej
skłonna mówić o swoich problemach "z Tobą [z bratem] mogę mówić swobodnie o
naszych planach, bo z Mamą nie. Ona tak się martwi, że musimy jej stworzyć
bodaj iluzję stabilizacji". Wymowny jest list do brata tuż przed załamaniem
(bezpośrednio po Nowym Jorku). Jeszcze wymowniejszy charakter ma list do
przyjaciela po nieudanej próbie samobójczej – Sylvia tłumaczy w nim wszystko;
jak/dlaczego zamierzała się zabić.
Na dwa miesiące przed śmiercią Sylvia emanuje pozytywną energią: "Mogę powiedzieć z ręką
na sercu, że w życiu nie byłam tak szczęśliwa". To po części efekt długo wyczekiwanej przeprowadzki do nowego domu. Poza tym poetka ma wiele planów
na kolejne miesiące, lata, widzi przyszłość w różowych kolorach. Zapewnia
matkę, że jej trudności mają przejściowy charakter, dokładnie je precyzuje: "Wiedz,
że moje obecne problemy mają wyłącznie praktyczny charakter: pieniądze,
odzyskanie sił fizycznych, sensowna dziewczyna albo wychowawczyni, chętna do
brudnej roboty i gotowania (…)". Z kolei w październiku 1962 roku pisze "Jestem
zdrowa na duchu i umyśle, ale chora i wycieńczona na ciele". Zatem można z tego
ułożyć obraz odpowiedzialnej kobiety rozsądnej w swoich ocenach i decyzjach.
Sylvia jest
jednak kompletnie sama, skazana na pomoc finansową od rodziny w Ameryce. Przyznaje,
że "prowadzi ciężką nierówną walkę i jest sama", ale o powrocie do Stanów nie
chce słyszeć. Odrzuca też sugestie lekarza o pobycie w szpitalu
psychiatrycznym. W bardziej stanowczym tonie pisze do matki: "Nie opowiadaj mi
o tym, że ludzie potrzebują pokrzepienia! Człowiek, który przeżył Belsen – fizycznie lub duchowo – nie
ma ochoty słuchać o ptaszkach, które nadal ćwierkają ćwir-ćwir, chce mieć
natomiast pełną świadomość, iż kto inny był tam również, że przeszedł najgorsze
i wie, co to znaczy". Precyzuje również w zdecydowany sposób motto swojej twórczości: "Przestań
mnie namawiać na pisanie o „dzielnych, porządnych ludziach” – możesz sobie o
nich poczytać w „Ladies’ Home Journal”!...Moim zdaniem należy zgłębiać i
dzielnie stawiać czoło temu, co najgorsze, a nie udawać, że tego nie ma". I
dlatego właśnie tak lubię Sylvię Plath!
Takie są właśnie listy Sylvii Plath. Stanowią cenny zapis życia z jej własnej perspektywy,
ale rodzą też wiele pytań i znaków zapytania. Dlaczego nie szukała pomocy? Czy
robiła dobrą minę do złej gry? Ale to już pozostanie w sferze tajemnic.
Do tej pozycji
mogę mieć jedynie techniczne uwagi. Mile widziane byłoby umieszczenie w książce
krótkiego kalendarium typu konkretna data = wydarzenie, etap życia Plath. Wtedy
listy nie byłyby tak bardzo wyrwane z kontekstu. Ja wspomagałam się źródłami z
Internetu, zapisując daty ważnych momentów z życia Sylvii. Dobrym pomysłem
byłoby też porównywanie zapisków z listów z wpisami z dziennika SP o mniej więcej podobnej dacie.
________________________________________________________
"Listy do domu",
Sylvia Plath, wyd. Czytelnik, 480 stron, 1983 r.
Oryg. "Letters
Home"
"Listy" są dla mnie czymś w rodzaju pudełka z cukierkami. Gdy czuję się źle sięgam i delektuję się kilkoma listami i tak dalej. Kocham Sylvię niesamowicie. Jej wrażliwość, siła i zdecydowanie w dążeniu do celu inspirują. Poluję na dzienniki, ale jest ciężko.
OdpowiedzUsuń200zł to nie tak mało wbrew pozorom, ale czego nie robi się dla ukochanej osoby.
Pozdrawiam ciepło w tym Nowym Roku
wiesz, mam podobnie, [wbrew pozorom] Sylvia jest najlepsza na chandrę i jeszcze fakt, ze jest taka nieodgadniona ... Niestety ani listów ani dzienników nie posiadam, dlatego staram się wychwycić jak najwięcej jej słów. U mnie w bibliotece jeszcze się nie zdarzyło, że ich jej książki były wypożyczone, więc mam do nich nawet łatwy dostęp. Ja będę czekać na wznowienie dzienników i wtedy kupie, bo 200 zloty to dla mnie granda w biały dzień, zwykłe naciąganie [chodzi oczywiście o sprzedających, przesadzili].
Usuń