Dobrze się stało, że zakończę ten rok akurat tak szczególną książką jak "Godziny". W zasadzie przeczytałam ją już dawno, ale pisanie o niej przysporzyło mi tylko trudności. Jedno jest pewne, książka bardzo mi się podobała i nie ma wielkiego znaczenia, że jej ekranizację widziałam jako pierwszą.
Film wysoko zawiesił poprzeczkę powieści. Fakt, że zanim zdążyłam przeczytać choćby pierwszą stronę wszystko już wiedziałam. Jak się potem okazało, prawie wszystko. W mojej sytuacji książka była jakby przedłużeniem filmu, jego prequelem i sequelem jednocześnie. Głupio tak mówić, ponieważ książka to zupełnie niezależny twór i fakt, że w ogóle powstał film "Godziny" zawdzięczamy po pierwsze Michaelowi Cunninghamowi. Gdy nie on to Stephen Daldry nie miałby tak dobrego materiału do przeniesienia na ekran (już według własnej wizji).