Truman Capote musiał być bardzo dumny ze swojej kolekcji opowiadań "Muzyka dla kameleonów" skoro zadedykował je akurat Tennessee Williamsowi. Dodajmy do tego fakt, że Capote nie miał za sobą najlepszych lat twórczych. Jednak ten wydany na kilka lat przed jego śmiercią zbiór sprawia, że wcześniejsze jego niepowodzenia mogą odejść w niepamięć. W istocie, "Muzyka dla kameleonów" nie jest żadną rozpaczliwą próbą przypomnienia światu o Trumanie Capote, ale pełnowartościową prozą wliczającą się w najlepsze dzieła w jego dorobku.
Podczas gdy w "Z zimną krwią" Capote zdołał całkowicie wykluczyć własną osobę z fabuły to w "Muzyce dla kameleonów" nawet nie próbował. Niemal wszystkie opowiadania dotyczą bezpośrednio jego lub występuje w nich jako rozmówca. Wyraźny charakter autobiograficzny nie stanowi jednak żadnej ujmy. Teksty zawarte w "Muzyce dla kameleonów" to zbiór osobliwych historii z życia Capote oraz takich, gdzie w swobodnych rozmowach przybliża sylwetki innych (tzw. portrety konwersacyjne). Wśród nich znajduje się też opowiadanie pt. "Nocne przewracanie się z boku na bok" stanowiące już całkowitą prywatę - autor rozmawia sam ze sobą mieszając błahe tematy (jak zalety masturbacji) z tymi poważnymi (jak wiara w Boga). Kto inny pozwoliłby sobie na coś takiego?
Najbardziej odrażające stworzenie
Truman Capote powraca do tematyki, która jest mu szczególnie bliska. Ponownie staje oko w oko z mordercami. W krótkiej powieści faktu pt. "Ręcznie rzeźbione trumny" opisuje serię brutalnych morderstw popełnionych na prowincji, których sprawca nie został wykryty. Capote przez lata przyglądał się tej sprawie nim aktywniej się w nią włączył. W jego wykonaniu historia ta nosi znamiona tajemnicy oraz obsesji powodowanej bezradnością. A w wielu momentach jest tak osobliwa, że nasuwa pytanie ile z tego faktycznie miało miejsce w rzeczywistości, a co jest tylko wytworem wyobraźni autora.
Najbardziej odrażające stworzenie
Truman Capote powraca do tematyki, która jest mu szczególnie bliska. Ponownie staje oko w oko z mordercami. W krótkiej powieści faktu pt. "Ręcznie rzeźbione trumny" opisuje serię brutalnych morderstw popełnionych na prowincji, których sprawca nie został wykryty. Capote przez lata przyglądał się tej sprawie nim aktywniej się w nią włączył. W jego wykonaniu historia ta nosi znamiona tajemnicy oraz obsesji powodowanej bezradnością. A w wielu momentach jest tak osobliwa, że nasuwa pytanie ile z tego faktycznie miało miejsce w rzeczywistości, a co jest tylko wytworem wyobraźni autora.
Bobby Beausoleil zamiast Charlesa Mansona
Z całą pewnością jednak do wiarygodnych należy spotkanie Trumana Capote z Robertem Beausoleil, członkiem ekipy Charlesa Mansona. Beausoleil nie był bezpośrednio zamieszany w morderstwa w domu Sharon Tate, bo wówczas już odsiadywał wyrok za inną zbrodnię. Rozmowy, które w więzieniu przeprowadził z nim Capote rzucają nowe światło na te wydarzenia. Przy okazji na jaw wychodzi też pokrętna i przerażająca logika rozumowania Beausoleila. Okazuje się również, że Capote znał 4 z 5 osób zamordowanych przez bandę Mansona. Podobnie jak wcześniej znał Oswalda oraz Johna F. Kennedy'ego..."To parszywe szczęście cię znać", tak posumował to Bobby Beausoleil i akurat tu się nie mylił.
Truman Capote i Bobby Beausoleil w więzieniu San Quentin. fot. Peter Beard |
Jaka była naprawdę ta Marilyn Monroe?
Wśród portretów konwersacyjnych mamy i taki poświęcony Marilyn Monroe. Truman Capote przywołuje ich spotkanie podczas pogrzebu wspólnej znajomej, Constance Collier. Tak jak Marilyn jest bez makijażu tego popołudnia, tak słowa spisane przez Trumana nie zawierają żadnych upiększeń. To prawdopodobnie jedyny tak naturalny zapis z życia Marilyn; jej słów, gestów czy zachowań. Marilyn zupełnie prywatnie, kiedy nie musi nikogo udawać. Capote wręcz nabija się z niej, ale robi to w sposób dobroduszny. Portret Marilyn nakreślony przez Trumana nie zawsze wypada na jej korzyść, ale chyba w tym tkwi jego szczerość. A dlaczego Truman i Marilyn tak dobrze się rozumieli? Po części odpowiedź znajdziemy we wcześniejszych opowiadaniach z tego samego zbioru - dzieciństwo Trumana i Normy Jeane w wielu względach było do siebie zaskakująco podobne.
Wiele z tego, co Truman Capote napisał w "Muzyce dla kameleonów" z czasem zaczęło funkcjonować jako anegdoty na jego temat. Dziennikarze jeszcze wielokrotnie powracali do tamtych historii, często poddając je pod wątpliwość. Jednak "Muzyka dla kameleonów" nie jest dziełem ekscentryka czy skandalisty. Tym razem pisarz imponuje opanowaniem swojego rzemiosła, elokwencją i spokojem z jakim zgłębia bliskie sobie tematy. Przy okazji robi też wrażenie szczerego, otwartego i dobrodusznego. To Capote, którego warto poznać!
________________________________________________________________
"Muzyka dla kameleonów", Truman Capote, wyd.PIW, 243 strony, 1992 r.
oryg. "Music for chameleons"
Moja ocena: 8/10
________________________________________________________________
"Muzyka dla kameleonów", Truman Capote, wyd.PIW, 243 strony, 1992 r.
oryg. "Music for chameleons"
Moja ocena: 8/10
Wysoko oceniasz. Tej pozycji nie mogę pominąć. Truman Capote mnie zaintrygował już kiedy przeczytałam jego wywiad, który przeprowadził z nim Lawrence Grobel...
OdpowiedzUsuńBobby Beausoleil i jego wspaniały akces do pewnego unikatowego dzieła :
OdpowiedzUsuńhttps://vimeo.com/77168399
enjoy!
Jako ciekawostka to może i tak, ale nic poza tym. W każdym razie to nie dla mnie. A słyszałam, że Beausoleil zdążył nieźle zajść za skórę reżyserowi w związku z tym projektem.
UsuńI dla tego Anger rzucił na niego klątwę , która zadziałała . Bobby nadal siedzi w pierdlu, gdzie miał zawsze dużo czasu i tam też skomponował ten sakramencko dobry soundtrack do ,, Lucifer Rising'' .
OdpowiedzUsuńPS. Kiedyś przyjdzie taki dzień , może noc, kiedy się tym zachwycisz całym neofickim sercem . Ale wtedy będzie już za póżno :(
No way. Taki dzień nie nadejdzie, bo moja wrażliwość na sztukę pozostawia wiele do życzenia. I jeśli już to diabelnie dobry jest ten soundtrack.
UsuńDream on....
OdpowiedzUsuń