"- Są przyzwoici ludzie - powiedziała pani Roper - a są też dziwacy, tacy, którzy odstają od innych. Tacy, którzy są dla reszty z nas problemem.
- Kozły i owce - wtrąciła Tilly z drugiego końca pokoju."
Debiut literacki Joanny Cannon osadzony w realiach lat 70. gdzieś na angielskich przedmieściach koncentruje się na życiu małej społeczności zamieszkującej tą samą ulicę. Już w pierwszych zdaniach dowiadujemy się, że w tajemniczych okolicznościach zaginęła tu jedna z mieszkanek, pani Creasy. Równie ważna jak sama informacja jest osoba, która ją przekazuje a zarazem będzie odpowiedzialna za większość narracji, a jest nią dziesięcioletnia Grace. Tego wyjątkowo upalnego lata Grace wraz z przyjaciółką, Tilly decydują się na własną rękę wyjaśnić zniknięcie pani Creasy. Ich poszukiwania przybierają jednak dość niekonwencjonalny charakter, bo dziewczynki postanawiają w pierwszej kolejności odnaleźć Boga wierząc, że w ten sposób wszystko wróci na swoje miejsce, łącznie z zaginioną sąsiadką. Owe dociekania na tych dwóch - wydawać by się mogło, że całkiem odrębnych i różnych - polach będą się ze sobą regularnie zazębiać aż elementy tej dziwnej układanki zaczną coraz bardziej przypominać całość.
Zniknięcie pani Creasy okazuje się wierzchołkiem góry lodowej, następstwem wydarzeń sprzed lat, a także sposobem wyrażenia sprzeciwu. Paradoksalnie sprawczyni całego zamieszenia nie dochodzi tu wcale do głosu, ale w jej zastępstwie mamy dwie doskonale spisujące się bohaterki, których percepcji nie zaburzyły uprzedzenia ani czas. Błędem byłoby jednak sądzić, że "Owieczki" to tylko kolejna książka karmiąca się wywlekaniem cudzych brudów na zewnątrz. Joanna Cannon pokusiła się o coś więcej, stworzyła błyskotliwą opowieść o tym jak niewiele wiemy o sobie i jak pochopni jesteśmy w swoich ocenach. Wydaje się też, że autorka - choćby z racji wykonywanego zawodu - jest szczególnie wyczulona na los ludzi pogardzanych, traktowanych z góry i wypchniętych na margines. Cannon swoją książką staje w ich obronie i udowadnia, że tytułowe owce i kozły (te drugie w polskim przekładzie stały się niespodziewanie "złymi owieczkami") to złudny podział, bo rozróżnienie jednych od drugich bywa w rzeczywistości trudniejsze niż się wydaje. To zresztą myśl przewodnia książki.
Przyznam, że z początku nie doceniłam Joanny Cannon. Później jednak uległam urokowi jej książki i przyjęłam ją z całym dobrodziejstwem inwentarza, akceptując drobne niedociągnięcia czy to ze strony autorki czy polskiej redakcji. A to naprawdę nie jest trudne gdy się ma do czynienia z tak uroczą i przyjemną w odbiorze lekturą. A przecież to jeszcze nie wszystko, bo Cannon znalazła sposób by w lekkiej formie przekazać ważne treści. W tym miejscu warto wspomnieć, że mimo obietnic polskiego wydawcy "Owieczki" niewiele mają wspólnego z kryminałem - owszem jest tu zagadka, ale staje się ona przede wszystkim pretekstem do zdemaskowania i napiętnowania obłudy, hipokryzji. Z tych względów pozostaje mieć nadzieję, że o Joannie Cannon usłyszymy jeszcze przy okazji nominacji do tegorocznych nagród literackich.
_________________________________________________________________
"Owieczki dobre, owieczki złe" Joanna Cannon, wyd. Amber, 400 stron, 2016 r.
oryg "The trouble with goats and sheep"
Moja ocena: 8/10
Zwróciłam już uwagę na tę książkę i mam nadzieję ją przeczytać......
OdpowiedzUsuńTakie książki warto czytać.
Pierwsze widzę tę książkę! Ale się zaciekawiłam!
OdpowiedzUsuń