niedziela, 22 lutego 2015

Jestem szperaczem

To też znalazłam, oczywiście w cenie jeden złoty.

To post, którego miało nie być. A jeśli już miał się pojawić to tylko z braku lepszych pomysłów. Taka błahostka i wypełniacz luk. Więc do rzeczy... Otóż, tak się składa, że znalazłam sobie ciekawą alternatywę dla tradycyjnych księgarń. Zdaję sobie sprawę, że mój sposób na tanie zakupy filmów i książek nie jest żadnym odkryciem, ale może warty jest wzmianki. Bo jak dla mnie nie sztuką jest wydawać na książki majątek (zwłaszcza w Empiku) ani dostawać je od wydawnictw. Prawdziwym wyzwaniem za to jest znajdować je za pół darmo w lumpeksach. A jaka radość!

Mam już chyba w tym wprawę, w końcu lata praktyki nie mogły pójść na marne. W ten sposób uzbierałam sporą kolekcję książek, a jeszcze inne poszły w świat. Czasami nie potrafię zostawić wartościowej książki, która choć mnie nie interesuje to wiem, że dla kogoś może być przydatna. Przy stawce rzędu 1 złoty trudno się oprzeć! Tym sposobem w swoim czasie miałam kilka słowników angielsko-niemieckich, de facto całkowicie dla mnie zbędnych ze względu na brak znajomości tego drugiego języka. To wcale nie znaczy, że biorę wszystko jak leci. Prawda jest taka, że niezbyt często trafia się coś godnego uwagi. W zasadzie to raz na ruski rok. Takie zakupy wymagają więc dużej cierpliwości i równie wielkiego szczęścia. Zresztą tak samo jest z kupnem ciuchów; tylko raz na jakiś czas trafia się jakaś perełka. Choć z książkami chyba jest jeszcze trudniej, bo jaki lumpeks specjalizuje się w sprzedaży książek? Ja mam kilka sprawdzonych sklepów gdzie wiem, że razem z ciuchami sprowadzane są też inne rzeczy niekoniecznie związane z przemysłem tekstylnym.

Oczywiście, mówimy o książkach w języku obcym, najczęściej po angielsku. To jednak nie powinno stanowić wielkiego problemu. Znacznie gorzej jest jakością samych książek; w zdecydowanej większości jest to literatura kobieca (tzw. chick lit) i kryminały. Czyli nic specjalnego. Ale jak wcześniej powiedziałam czasami trafi się COŚ. Tym sposobem (na przestrzeni lat!) znalazłam książki, które wspominam do dziś i dalej nie mogę się nadziwić, że kosztowały mnie grosze. W lumpeksach widuje też filmy, mniej lub bardziej popularne. Czasami zdarzają się nawet nierozpakowane nowe wydania, ale znacznie częściej są to po prostu dodatki do gazet. Ale odkąd trafiłam na uszkodzone płyty mój zapał w tym kierunku znacznie się ostudził.

Trochę klasyki...

Literatura popularno-naukowa, słowniki...
Jest też BIBLIA, w dodatku pięknie wydana.

Czasami trafiam na książki, których tytuły nic mi nie mówią.
Później okazuje się, że są to świetna literatura.
Jedna  z nich był właśnie "The power of one".

Mam też dobrą wiadomość dla tych, którzy nie mają tyle szczęścia co ja w kwestii second-handów. Tanie książki i filmy (nieuszkodzone, oczywiście) można również znaleźć w supermarketach. Ceny tych pierwszych zaczynają się od 1 zł, natomiast dolna granica tych drugich to ok. 2-5 złotych. Nie są to żadne regularne "promocje", a bardziej wygląda to na wielkie sprzątanie magazynów i wystawianie wszystkiego co się da na sklep. To pozostałości sprzed lat gdzie kompletny badziew miesza się z całkiem wartościowymi tytułami. Wówczas mam frajdę przeglądając całe stosy książek i rzędów DVD w śmiesznie niskich cenach. Polskie tytuły widoczne na zdjęciu to właśnie efekt takich zakupów w supermarketach.


4 komentarze:

  1. Też tak czasami poluję na tanie książki :) Ale odkryłam po prostu kilka tanich księgarni w Krakowie (blogerzy i znajomi zawsze pomogą) i jak mam kilka złotych do wydania to idę tam na łowy. Gorzej, gdy idę się tylko rozejrzeć a tam same cuda :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Też mam taki second-hand w moim mieście :) Mały, ale coś można upolować. Patrząc na twoje "zdobycze" widzę tytuły i wydawnictwa, które mam na co dzień w pracy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, ale świetne znaleziska! Ja czasem tylko tęsknym wzrokiem patrzyłam na niektóre tytuły, bo niestety moja znajomość angielskiego czyni w czytania książek w tym języku sport wyczynowy. Ale w tym roku postanowiłam nad tym popracować i już jedną (różową i świecącą) lekturę mam już za sobą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam moja pierwszą lekturę po angielsku męczyłam się okropnie. Później było coraz lepiej, a teraz praktycznie czytam bez większych problemów. Nie wolno więc się zniechęcać i poddawać.

      Usuń

Wszystkie uwagi, spostrzeżenia, sugestie czy rekomendacje są mile widziane. Wszystkie zawsze czytam, choć nie zawsze odpisuje. Jeśli komuś faktycznie zależy na kontakcie ze mną to najlepszym sposobem będzie droga mailowa.

podobne

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...