Gdy młody Scott
Fitzgerald poznawał Zedlę, śliczną i temperamentną dziewczynę z Alabamy, to nie
mógł przewidzieć, że ich wspólne życie zostanie dotkliwie naznaczone przez
piętno tragedii. Tak jak razem dzielili chwile szczęścia, triumfu i sławy w
świecie artystycznej bohemy, tak razem przeżywali momenty próby. Historia tej
pary to klasyczny przykład osiągnięcia szczytu marzeń, a następnie powolnego
staczania się w dół – u niego w czeluście alkoholizmu, a u niej w chorobę
psychiczną. Nie jest tajemnicą, że właśnie z tych doświadczeń Fitzgerald
czerpał materiał do swojej prozy. Nie przejmował się uwagami, że po raz kolejny
pisze o Zeldzie. Przyznawał otwarcie, że "ożenił
się z bohaterką swoich opowiadań”. Nie wiadomo jak potoczyłyby się losy Scotta
jako człowieka i jako pisarza gdyby nie spotkał na swojej drodze Zeldy Sayre.
Nancy Milford
przybliża czytelnikowi sylwetkę Zeldy oraz szczególną rolę jaką odgrywała ona w
życiu Fitzgeralda. Zelda równie często przyprawiała Scotta o natchnienie co o
ból głowy. Żyjąca w cieniu męża, a pragnąca niezależności uparcie szukała
swojego miejsca w sztuce. Jako niespełniona baletnica, a później jako pisarka i
malarka trawiona schizofrenią nigdy nie zaniechała swoich artystycznych
ambicji. Nie szczędzono jej krytyki; jej pisarskie oraz malarskie próby uważane
były za twory chorego umysły, a nie za poważną sztukę.
Zelda w wieku lat 19. |
Szeroko przytoczone w książce fragmenty korespondencji, szkiców literackich, dzienników sprawiają, że Zelda i Scott mogą przemówić do nas swoim własnym głosem. To wzajemna wymiana listów stanowiła silną nić porozumienia pomiędzy dwojgiem ludzi, którzy nie byli już w stanie razem ze sobą żyć. Scott często przybiera w nich opiekuńcze i odpowiedzialne stanowisko wobec Zeldy; nigdy nie okazał się głuchy na jej potrzeby. Z kolei słowa Zeldy oddają jej osobowość tudzież stan psychiczny (dobry lub zły) – nawet w najcięższych chwilach nie zapomina o wdzięczności względem męża albo o pełnych humoru podtekstach czy rysunkowych wstawkach. Gdy Zelda myśli o podjęciu pracy nazywa się "absolwentką kilku instytutów dla umysłowo chorych", a zachęcając Scotta do odwiedzin przypomina, że "doskonale umie podawać śpiew ptasi i letnie chmurki na śniadanie".
Jednak Milford
skupiając się na relacjach między Fitzgeraldami zaniedbuje świat zewnętrzny
wokół nich. Tak jakby kluczowe wydarzenia pierwszej połowy XX wieku w ogóle ich
nie dotyczyły – niepostrzeżenie mijają wojny, kryzysy gospodarcze, prohibicja
czy epoka jazzu. Autorka nie wspomina słowem o końcu ery kina niemego, a
przecież otworzyło to nowe możliwości przed Scottem (próbującym swoich sił w roli
scenarzysty). Dalej dziwi brak opisu czy choćby wzmianki na temat podejścia
medycyny lat 20./30. do przypadków takich jak Zeldy. Czy bezradność lekarzy
wobec schizofrenii była wówczas normą? Z książki wynika też, że Zelda w ogóle
nie poddawana była agresywnej terapii tudzież leczeniu farmakologicznemu. Te
aspekty książki budzą wątpliwości i niedosyt.
Zelda w wieku lat 31, po przebytym załamaniu |
Życie
Fitzgeraldów samo napisało najbardziej nieprzewidywalną pełną dramatyzmu historię,
której nie wymyśliłby nawet tak dobry pisarz jak Scott. Nancy Milford słusznie
podchwyciła temat i odrobiła swoją pracę domową. Nie zawiodą się fani autora
„Wielkiego Gatsby’ego”, bo patrząc przez pryzmat osoby Zeldy jego życie i
twórczość zyskuje nowy, głębszy wymiar.
"Zelda. Wielka miłość F. Scotta Fitzgeralda", Nancy Milford,
wyd. Marginesy, 496 stron, 2013 r.
data pierwszego polskiego wydania 1970 r., wyd. Czytelnik.
Moja ocena: 6/10
Moja ocena: 6/10
Najpierw chyba zapoznam się z twórczością Fitzgeralda. Później może sięgnę po te książkę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń