Przypadek chciał, że skakając ostatnio po kanałach natrafiłam na wybory Miss Polonia, a konkretnie na pytania do uczestniczek. Jedną z kandydatek zapytano czy zgadza się z powiedzeniem Marilyn Monroe, że diamenty są najlepszymi przyjaciółmi kobiety. Odpowiedź nie jest nawet warta przytoczenia ze względu na swoją banalność. Wprawdzie wiem, że nie należy się wiele spodziewać, a tym bardziej trudno liczyć, że ktoś wyskoczy z odpowiedzią na poziomie Sandry Bullock z filmu "Miss Agent".
Pozostaje
mi żałować, że sama nie znalazłam się na miejscu owej kandydatki, do której
skierowano to nieszczęsne pytanie. Nie przepuściłabym takiej okazji! To bardzo
ciekawe, ale dotychczas nie miałam
pojęcia, że Marilyn Monroe miała takie "powiedzenie". To słynne:
Diamonds are girl's best friends. Czy ma to jeszcze jakieś znaczenie, że to słowa wyjęte z
ust Lorelei Lee (granej przez MM) w filmie "Mężczyźni wolą
blondynki"?
Shine bright as Marilyn
Shine bright as Marilyn
Słowa, które tak przylgnęły do Marilyn w rzeczywistości w
ogóle jej nie dotyczyły. Ona sama wypowiadała się tak w tym temacie:
"Ludzie cały czas dopytują się czy faktycznie wierzę, że diamenty to
najlepsi przyjaciele kobiety. Mówiąc szczerze, nie bardzo". Te słowa potwierdza również jej skromna
"kolekcja" ograniczająca się do pierścionka z diamentem i naszyjnika
z pereł. Pewnie większe znaczenie miał fakt, że oba podarował jej mąż, Joe
DiMaggio. Marilyn w kwestii biżuterii nie miała wyrafinowanego gustu (albo
wymagań) i w zupełności zadowalała się tą sztuczną. Jej słynna sukienka z
występu urodzinowego dla JFK była pokryta niczym innym jak tylko sztucznymi
kamieniami. A najpiękniejsze zdjęcia Marilyn nie mają nic wspólnego z epatowaniem
blichtrem. Mimo to, uwielbienie do brylantów, a nawet materializm przypisywane są
właśnie Marilyn Monroe.
Dla odmiany Marilyn Monroe pozuje z perłami, fot. Bert Stern |
Kosztowny obiekt pożądania
Ze swoją miłością do diamentów nie kryła się za to
koleżanka po fachu Marilyn, Elizabeth Taylor. Liz była systematycznie i hojnie
obdarowywana kosztownościami przez swoich licznych mężów. Takiej biżuterii
miała całe kolekcje i chętnie nosiła ją na co dzień. Mawiała nawet, że
"duże dziewczynki potrzebują dużych diamentów". Swój szczególny
stosunek do klejnotów Liz opisuje w książce o wymownym tytule "My love affair
with jewelry".
Szczęśliwa Liz w diamentach z rubinami otrzymanych od Mike'a Todda [źródło] |
Diamenty przyciągają również jak magnez filmowców. O
brylantach pisano, śpiewano, spełniały się one świetnie zarówno w historiach miłosnych jak
i intrygach kryminalnych. Showbiznes wytworzył wokół nich pewną wyjątkową aurę. Nie trzeba szukać daleko. Nie ma
lepszego product placement niż ten, który wita nas już w tytule filmu
"Śniadanie u Tiffany'ego". Nastrojowa piosenka z filmu o agencie 007
"Diamonds are forever" również chwali ich niezwykłe, a w zasadzie nieprzemijające walory. Nawet w "Titanicu" zmieścił niewielki, ale
znaczący epizod z legendarnym diamentem Serce Oceanu.
Blood diamonds
Blood diamonds
Podczas gdy popkultura sukcesywnie przydaje
diamentom splendoru to ich pochodzenie to zupełnie inna historia. Znaczna część
diamentów pochodzi z czarnego rynku; wydobywane w nieludzkich warunkach na
terenach objętych konfliktami, ewidentnie splamione są krwią. Te same kamienie
można później podziwiać na zachodnich salonach jako symbole piękna, luksusu czy
jako dowody miłości. A przecież popyt generuje podaż. A więc mamy
błędne koło. Głośnym filmem poruszającym właśnie tę kwestię jest "Krwawy
diament". Szkoda tylko, że autentyczny problem okazał się tu jedynie pretekstem do
realizacji filmu sensacyjnego z przesadną ilością akcji. Ten przeciętny obraz
wywołał jednak sporo zamieszania i szumu medialnego. W jego następstwie
powstało sporo reportaży, które mnie osobiście o wiele bardziej zainteresowały
niż sam film. W efekcie do tej pory diamenty kojarzą się mi się z krwią,
wyzyskiem i szemranymi interesami. W obliczu tak wielu naruszeń ich piękno ma
niewielkie znaczenie.
Z przyjemnością przeczytałam twój post.
OdpowiedzUsuńPopyt generuje podaż......to w wielu tematach bolesna sprawa... ostatnio oglądałam film o handlu kobietami.....nie ma takiego zła, które dla tego "popytu", o którym piszesz nie można by zrobić.....
Szczerze mówiąc odbieram inaczej piosenkę z Bonda. Raczej śpiewa to dziewczyna głęboko rozczarowana ludźmi. Z goryczą... Ale masz rację - diamenty są bardzo "filmowe"... Mówi się, że perły przynoszą nieszczęście, ale być może jeszcze mniej szczęścia przynoszą diamenty...
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobry tekst ten z filmu "Diamonds are forever" :) Mężczyźni odchodzą, a diamenty zostają - nie można się nie zgodzić. Ale dlaczego akurat perły miałyby przynieść pecha? Nie słyszałam o tym.
UsuńBardzo interesujący post. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńKurczę, jakie Ty piszesz ciekawe i fajne teksty, zazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuńWiem, że Ty też potrafisz :)
UsuńTo miło, że ktoś nie tylko czyta, ale czasami jeszcze doceni :)