środa, 3 stycznia 2018

Suplement czyli wszystko to, o czym nie udało mi się napisać wcześniej

Kadr z "Gracza"

Mogę powiedzieć, że rok 2017 upłynął mi pod znakiem zwątpienia, co odbiło się również na tym miejscu. Uporczywe pytanie "po co?" wisi stale nade mną i podkopuje wszelkie zdrowe odruchy kreatywności i optymizmu. Dotychczas, mniej lub bardziej zadowalałam się pisaniem dla siebie, ale teraz coraz trudniej mi wykrzesać z siebie jakieś pokłady entuzjazmu w tym kierunku. W efekcie dodałam chyba mniej postów niż książek w roku wydaje Beata Pawlikowska. Miałam też darować sobie pisanie tego posta, ale postanowiłam jakoś nadrobić to, co zaniedbałam przez rok. Zdziwiłam się, że jestem jeszcze w stanie cokolwiek napisać i zdziwię się jeszcze bardziej jeśli ktoś będzie tym zainteresowany. Pozostaje mi zadowolić się myślą, że oto mam wspaniałą okazję by jeszcze raz podzielić się tym, co dało mi sporo chwil radości i emocji w mijającym roku.

 Odkrycie roku

W kwestii beletrystki, jak zwykle jestem wybredna i wymagająca, ale to właśnie w tym roku przeczytałam najlepszą książkę od lat. Ledwo ją skończyłam, już zaczęłam za nią tęsknić i zastanawiać się co ja pocznę przez następne lata, bo takie olśnienie już chyba prędko mi się nie przydarzy. Zaczęłam nawet mieć lekką obsesję na temat jej autora, którego życiorys zdążyłam już poznać z wszystkich dostępnych źródeł i wciąż mi mało... Jestem jednocześnie przerażona tym czytam i olśniona. Cała ta ekscytacja dotyczy oczywiście "Patricka Melrose", alter-ego autora Edwarda St Aubyna, któremu pisanie pomogło wyjść na prostą. Nie bez znaczenia jest fakt, że styl Edwarda St Aubyna przypomina mi trochę Philipa Rotha, choć w warstwie doświadczeń nie wiem, czy ci dwaj znaleźliby wspólny temat do rozmowy (łączyć ich może chyba to, że obu najlepiej wychodzi pisanie o sobie). Ten styl bywa bezlitosny i niejednokrotnie wprawia mnie w osłupienie, bo St Aubyn nie zapomina, by w nawet najgorszych momentach dać mi powód do śmiechu (podczas, gdy inni pisarze poprzestaliby na doprowadzeniu mnie do łez albo lepiej, do załamania nerwowego). Zatem, dzięki Bogu za Edwarda St Aubyna i Philipa Rotha!

Cały "Patrick Melrose" w oryginalnym wydaniu

Znów na krańcu świata

W tym roku, z kolei miałam nieco więcej szczęścia co do literatury faktu. Choć w międzyczasie zdążyłam przeczytać więcej biografii niż na to wskazuje mój blogowy rejestr, to po 12 miesiącach nadal wyjątkowo ciepło wspominam przygody Paula-Emila Victora na Grenlandii, które tak sugestywnie opisał w "W krainie bez cienia". Drugim wyróżniającym się tytułem - tak się składa, że o podobnej tematyce - była "Ekspedycja" szwedzkiej pisarki Bea'y Uusmy. Dzięki tej ostatniej pozycji zrozumiałam, że moja fascynacja tym tematem jest naprawdę niewinna i daleko mi prawdziwej obsesji jak w przypadku autorki "Ekspedycji". Prawda jest taka, że nigdy nie podążę śladami mojej ulubionej, a skazanej na niepowodzenie wyprawy polarnej sprzed wieku, nigdy nie zobaczę na własne oczy chaty "moich" polarników nad zatoką McMurdo; fizycznie będę zawsze w tyle, choć psychicznie zawsze jestem blisko. Dlatego, to co wyprawia pani Bea Uusma i co potem opisuje na kartach swojej książki nieustannie budzi we mnie podziw i trochę też zazdrość.

Z archiwum ekspedycji Andree, fot. Nils Strindberg, 1897 r.

"Gracz" bierze wszystko

Żadnych problemów nie sprawi mi natomiast wybór najlepszego filmu obejrzanego w tym roku. Fakt, że widziałam ich raczej niewiele, więc i nie mam specjalnie w czym wybierać, ale myślę, że to mnie jeszcze nie dyskredytuje. "Gracz" Roberta Altmana to film, o którym wciąż myślę i mam wyrzuty sumienia, że dotychczas o nim nawet nie wspomniałam, a powinnam mu przecież poświęcić jakiś pochwalny wpis. Idąc za ciosem, starałam się obejrzeć też inne filmy Altmana, co jeden to dziwniejszy, a "Obrazy" już tak dziwny i niepokojący, że postanowiłam nie wpędzać się w dalsze fobie. Była też wspaniała "Blue Jasmine"; czasami (choć rzadko) Woody Allen potrafi z czymś takim wyskoczyć, że jestem skłonna bardziej szanować go jako reżysera. Nie zawiodłam się też na "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie", który zaczyna się dość niemrawo (zdążysz się nawet zastanowić czy znowu nie dałeś się nabrać), ale później wszystko dzieje się już szybko i wiesz, że wszyscy ci zachwyceni krytycy i widzowie mieli jednak rację.

 Moje ulubione alkoholiczki

Jeśli chodzi o seriale to przy życiu trzyma mnie tylko jeden. "Mamuśka", czarna komedia o lekko dysfunkcyjnej rodzinie z problemem alkoholowym, który regularnie sprowadza główne bohaterki na spotkania AA. Jest bardzo życiowo, bardzo śmiesznie, ale bywa też naprawdę smutno. Dialogi są często tak błyskotliwe i powalające, że aż trudno uwierzyć, że ten serial nie dorobił się większej popularności. Przyznaję, zdarzają się i słabsze momenty, gdy humor schodzi do parteru, ale i te drobne potknięcia jestem w stanie wybaczyć twórcom. Gościnny występ w "Mamuśce" zaliczyli m.in. Ellen Burstyn i William Fichtner, ale to Anna Faris i Allison Janney tutaj naprawdę błyszczą. To dla nich zarywam noce i przeklinam kiepską stację telewizyjną, która a to przerywa, a to ponownie puszcza odcinki według własnego widzi misie.

Kadr z serialu "Mom"; w środku  niezawodne Anna Faris i Allison Janney


***
Jak widać, cały rok udało mi się zmieścić w pięciu akapitach (wolę nie myśleć o czym to świadczy). Jestem chyba na najlepszej drodze do zguby, a jeśli faktycznie tak, to tylko przy radosnych dźwiękach "Road to nowhere" Talking Heads. Mam nadzieję jednak, że bardziej uparta i optymistyczna część mojej natury weźmie górę i w tym przedsięwzięciu, każąc mi wziąć się do roboty zamiast oddawać się jakimś bezcelowym dywagacjom. Tym samym, witajcie w nowym roku.

6 komentarzy:

  1. Przecież nie ilość postów jest ważna, lecz jakość, a Twoje jakościowo są bardzo dobre. Wszystkiego najlepszego w nowym roku! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martwi mnie ilość postów, ale raczej brak motywacji do ich pisania (i pomysłów zresztą też). Fakt, faktem mogłabym się bardziej postarać.

      Usuń
  2. ,,Road to Nowhere'' to mój najskuteczniejszy numer na kaca.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie martw się, ja bym mój poprzedni rok kulturalny zamknęła pewnie w dwóch akapitach :)
    Ja lubię czytać Twoje teksty, bo są świetne merytorycznie. I czekam z niecierpliwością na nowe notki :)
    Plus muszę sobie zapisać by obejrzeć "Gracza". Mam w planach nadrobienie kilka filmów Altmana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że przechodzimy podobny kryzys, z tym, że ja na pewno nie kliknę "usuń", bo w razie czego zawsze będę miała gdzie wrócić... Tobie też nie radzę; dobrze wiedzieć, że ma się takie miejsce, nawet jeśli chwilowo prowadzenie go wydaje się bezcelowe.
      PS. Jeśli będziesz oglądała "Gracza" nie zraź się początkiem, daj mu czas!

      Usuń
    2. Nawet jeśli przestanę pisać, to nie usunę bloga. Szkoda by mi było tych wszystkich tekstów i komentarzy :) Póki co jestem dobrej myśli, co do mojego małego miejsca w sieci :)
      Obiecuję, że dam szansę "Graczowi" :)

      Usuń

Wszystkie uwagi, spostrzeżenia, sugestie czy rekomendacje są mile widziane. Wszystkie zawsze czytam, choć nie zawsze odpisuje. Jeśli komuś faktycznie zależy na kontakcie ze mną to najlepszym sposobem będzie droga mailowa.

podobne

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...