czwartek, 5 stycznia 2017

"Przeznaczone do likwidacji" 1966


"Przeznaczone do likwidacji" jako film pozostający w cieniu głośniejszych adaptacji sztuk Tennessee Williamsa stanowi dla widza całkiem przyjemną niespodziankę. Nie ustępuje on innym pod względem obsady, gdzie bryluje (jak zwykle) Natalie Wood i tym samym dołącza do prestiżowego grona aktorek związanych ze sztukami Williamsa. Zresztą w pozostałych kwestiach obrazowi również nie brakuje profesjonalizmu. Tymczasem atak na film przepuścił sam dramaturg, który podobno był nim tak zdegustowany, że chciał wycofać swoje nazwisko z czołówki. Jednak to nie pierwszy raz, gdy taka ostra krytyka z strony Williamsa okazuje się w rezultacie dobrym prognostykiem dla filmu.

Do małego miasteczka na amerykańskim południu przejeżdża w sprawach zawodowych młody i przystojny mężczyzna, Owen Legate (Robert Redford). Swoją obecnością od razu zwraca uwagę miejscowej piękności, Alvy Starr. Chociaż dziewczynie nie brakuje adoratorów, to jej oczekiwania wykraczają daleko poza prowincję, dlatego też z zainteresowaniem obserwuje nowego przybysza. Jednak urok Alvy nie działa na Owena, który traktuje ją trochę z przymrużeniem oka. Pewnie wydaje mu się nawet, że przejrzał ją na wylot. Ale gdy ma okazję poznać dziewczynę bliżej dostrzega w niej coś więcej. Choć fabuła zmierza w wiadomym kierunku, konsekwentnie pchając Alvę w ramiona Owena to ma też swoje niuanse i smaczki.

Jednym z takich będzie sam Owen, który okaże się postacią nie mniej ciekawą od głównej bohaterki. Niewdzięczna praca jaką wykonuje nie przysparza mu zbyt wielu przyjaciół. W konsekwencji, jego przyjazd do Dodson odmieni przyszłość nie tylko Alvy, ale i podupadłego miasteczka utrzymującego się w samym środku kryzysu z niezbyt rentownego przemysłu kolejowego. Co więcej, Owen jest bystry, dystansowany i dowcipny, czym niewątpliwie imponuje takiej dziewczynie jak Alva. Utarczki słowne między tą parą należą do najbardziej udanych dialogów w całym filmie, a pierwsza noc Owena w Dodson obfituje w dobre sceny na czele z rozbrajającym śmiechem Roberta Redforda w reakcji na pytanie ze strony Alvy. Ujmujące!

Na kogo ona tak patrzy? Na Roberta oczywiście.

"Przeznaczone do likwidacji" może nie wybija się specjalnie ponad przeciętną, ale ma w sobie wiele uroku. Takim pozytywnym wrażeniom tylko sprzyjają panoramiczne, nowoczesne ujęcia kamery czy świetna ścieżka dźwiękowa z wpadającym w ucho utworem "Wish me a rainbow". Jednocześnie uwagę zwracają też zaprojektowane przez Edith Head kostiumy, w których najbardziej do twarzy oczywiście Natalie (jej sukienki z filmu są tak uniwersalne, że śmiało sprawdziły się nawet współcześnie). Zresztą Natalie Wood i Robert Redford prezentują się razem wyjątkowo dobrze. 

Zasadnicza sprawa dotyczy jednak tego, że jak dla mnie film kończy się na dobre pół godziny przed właściwym czasem, w momencie, gdy Alva wsiada do pociągu do Nowego Orleanu. Byłoby to wprost idealne zakończenie! To błąd, że filmowcy nie pozwoli widzom samodzielnie dopisać reszty tej historii. Zamiast tego mamy trochę typowych melodramatycznych scen, które z powodzeniem zastąpiłaby po prostu nasza wyobraźnia z Alvą poszukującą w Nowym Orleanie lepszego życia bądź tylko Owena.

_____________________________________________________
"Przeznaczone do likwidacji", (melo)dramat, 1966 r.
reż. Sydney Pollack
na podstawie sztuki Tennessee Williamsa 
oryg. "This property is condemned"

Moja ocena: 7/10

1 komentarz:

  1. Znam Tennessee Williamsa z innych adaptacji jego sztuk. Tej nie znam, ale poszukam filmu w sieci, gdyż obsada jest świetna.
    Teraz czytam książkę "Rozważania psa Mafa i jego przyjaciółki Marilyn Monroe" i w niej pojawia się również Nathalie Wood a nawet jej matka.

    OdpowiedzUsuń

Wszystkie uwagi, spostrzeżenia, sugestie czy rekomendacje są mile widziane. Wszystkie zawsze czytam, choć nie zawsze odpisuje. Jeśli komuś faktycznie zależy na kontakcie ze mną to najlepszym sposobem będzie droga mailowa.

podobne

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...