Wreszcie stało się dla mnie jasne, dlaczego Hanya Yanagihara pomimo nominacji do dwóch prestiżowych nagród literackich ostatecznie musiała odejść z kwitkiem. Booker Prize, potem National Book Award i nic. Być może faktycznie były lepsze książki, ale jak dla mnie po prostu "Małe życie" nie było na tyle dobre by otrzymać któreś z tych wyróżnień. Jestem chyba ostatnią osobą, która powinna mówić takie rzeczy, bo od ponad roku ta książka nie nadawała mi spokoju, a jej ogromny sukces stał się dla mnie ewidentnym potwierdzeniem jej wartości. Tak, zostałam fanką tej powieści na długo zanim zdążyłam ją przeczytać, a teraz przyszła dopiero pora na skonfrontowanie oczekiwań z rzeczywistością.
Próby przybliżenia fabuły obejmującej kilkadziesiąt lat i przeszło 800 stron chyba z zasady mijają się z celem. Dość powiedzieć, że punktem wyjścia są tutaj losy czwórki przyjaciół; począwszy od ich spotkania w college'u, poprzez pierwsze kroki w dorosłość, związane z tym rozczarowania, a częściej sukcesy zawodowe, aż po wiek dojrzały. Z biegiem czasu ta więź pomiędzy nimi rozluźnia, ale wkrótce zaczynamy poznawać Jude'a, Willema, JB oraz Malcoma z bardziej indywidualnej perspektywy. Ta kolejność, w jakiej wymieniono imiona bohaterów bynajmniej nie jest przypadkowa. Szybko zorientujemy się, że pierwsze skrzypce gra tu przede wszystkim Jude, który w porównaniu do swoich kolegów jest milczący, tajemniczy i skromny. To Jude jest prawdziwym powodem, dla którego powstała ta książka, a pozostałe postacie krążą wokół niego trochę jak satelity.
Złoci chłopcy
Niemal wszyscy bohaterowie "Małego życia" mają to do siebie, że czego tylko nie tkną to prędko zamieniają to w złoto. W ich zawodowym życiu nie ma miejsca na przeciętność. Willem to rozchwytywany i nagradzany aktor, Malcolm swoimi architektonicznymi projektami podbija świat, a JB maluje obrazy wystawiane w najlepszych galeriach Nowego Jorku. Zaś Jude jako prominentny adwokat sieje prawdziwy postrach na sali sądowej (do tego jest również dyplomowanym matematykiem, który świetnie gotuje, a nawet śpiewa!). Powodzi im się tak dobrze, że ich codzienność wypełniają ciągłe zagraniczne wojaże, a w Nowym Jorku posiadają mieszkania o niebagatelnych rozmiarach i lokalizacjach (w przypadku Jude'a to np. 5000 stóp kwadratowych w dzielnicy SoHo). Nieprzeciętne są nawet imiona i nazwiska bohaterów. Wszystko to zalatuje nieco snobizmem, ale być może - cytując Yanagiharę - na takie cuda potrzeba właśnie amerykańskiego umysłu.
Jude ma jednak swoje drugie oblicze, które ujawnia się najczęściej nocą, koniecznie w samotności. Strona po stronie odkrywamy najpierw drobne odchylenia w jego zachowaniu, niepokojące znaki i sygnały, że coś tu nie jest w porządku. Wtedy zaczyna nam się powoli udzielać ciekawość, niepokój, aż w końcu konsternacja pomieszana z niedowierzaniem. Jude i jego problemy zdrowotne, Jude i jego dziwne nawyki, nocna wycieczka Jude'a i Willema do lekarza - w tych momentach, gdy nic nie jest jeszcze jasne Yanagihara doskonale wie jak trzymać czytelnika w niepewności. A później, gdy już wszystko jest już jasne, życie głównego bohatera staje się nie mniejszym orzechem do zgryzienia (szczególnie dla Andy'ego, Willema i Harolda, których bezradność, a z czasem irytacja narasta z każdym nowym "incydentem"). Wreszcie, wyraźnie zaznacza się mentalność ofiary u Jude'a, co widać w chyba ulubionym jego zwrocie (wieczne "przepraszam") oraz w fatalnej w skutkach znajomości z Calebem, który "potwierdził to, co [Jude] zawsze myślał o sobie, bo tak go uczono, a zawsze łatwiej jest uwierzyć w to, co już się myśli niż próbować zmienić swój punkt widzenia".
Trochę życia
Autorka nie przebiera w środkach, ale przy okazji ma skłonność do popadania w skrajności. Przeszłość Jude'a z każdym kolejnym etapem wydawała mi się coraz mniej wiarygodna. Czy nikogo to nie dziwi? Cała ta dramatyczna historia z nieletnim Judem w roli głównej graniczy z niemożliwością (zaczęłam nawet myśleć, że to wszystko za chwilę okaże się jakimś wymysłami głównego bohatera). Czy autorka naprawdę wierzy, że wszyscy na zachód od Nowego Jorku to skończeni degeneraci? I, że do poważnej traumy konieczny jest tabun pedofilii, zboczeńców i sadystów? W istocie, nie potrzeba wiele. JB tak powiedział o Judzie: "Myślę, że musiał być bity albo... - przerwał. [JB] Był zawsze kochany, chroniony i nie miał odwagi sobie wyobrazić, co mogłoby nastąpić po tym albo". Mogłabym to samo powiedzieć o Hanyi Yanagiharze, absolwentce prestiżowego Smith College, pochodzącej z dobrej, pewnie też kochającej rodziny, która chyba też za bardzo nie wiedziała co począć z tym fantem i w efekcie przeszarżowała. Yanagihara jest jednak niekwestionowaną mistrzynią w opisywaniu reperkusji - wpływie przeszłość na teraźniejszość (błyskotliwe odniesienie do aksjomatu równości) i tutaj wierzę w każde jej słowo.
Aspekty poruszane przez Yanagiharę obejmują szerokie spektrum ludzkich emocji i zachowań, od tych najlepszych po te najgorsze. Z jednej strony pisarka zwodzi nas nadzieją, że przyjaźń i miłość posiadają autentyczną uzdrawiającą moc, ale z drugiej daje do zrozumienia, że właśnie wtedy najbardziej podatni jesteśmy na zranienie. Z tych i innych względów "Małe życie" zostawia spore pole do dyskusji. Dlatego, sądzę, że jeszcze powrócę do tej powieści, choć ze świadomością jej braków czy nadużyć. Teraz, w czasie lektury towarzyszył mi tak różny stopień zaangażowania, że momentami myślałam, że nigdy jej nie skończę, a momentami, że nie odłożę jej dopóki nie skończę. Przy okazji stwierdziłam, że uwielbiam takie grube, treściwe książki i oglądam się już nawet za kolejnymi pozycjami od Hanyi Yanagihary. Więc, chyba nie było tak źle.
_____________________________________________________
Informacje do polskiego wydania:
"Małe życie", Hanya Yanagihara, wyd. WAB, 800 stron, 2016 r.
oryg. "A little life"
Moja ocena: 8/10
Od pół roku myślę o tej książce z niecierpliwością, ale jeszcze nie zaczęłam jej czytać. Boję się, ale sama nie wiem czego. Bardzo ciekawa recenzja. :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że zwróciłaś uwagę na tę książkę i masz ją w planach :) Moje oczekiwania wobec niej w ciągu roku urosły do niebagatelnych rozmiarów, więc może dlatego nie do końca jest tak jak myślałam, ale niezależnie od tego mam też trochę obiekcji.
UsuńPS. Jestem bardzo ciekawa Twojej opinii, więc mam nadzieję, że nie pozwolisz mi, a przede wszystkim Hanyi Yanagiharze czekać zbyt długo.
A ja wymyśliłam sobie, że wysłucham jej w audiobooku. No toś mnie przestraszyła.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem zachwytów nad tą książką. Ok, jest dobra. Momentami bardzo dobra. Wzruszająca, ale... no właśnie "ale". Ma pewne niedociągnięcia, o których piszesz, a z którymi ja się zgadzam.
OdpowiedzUsuń